PIERWSZY. (dobiegając starca) Jeszcze jeden niewielki rapsod[1], jeszcze jeden!... Usiądziemy wszyscy u kolan twoich, jak koźlęta — jak koźlęta pod gałęziami dębu, gdy księżyc rośnie...
CHÓR. Będziemy ci opowiadać i wskazywać każdego żyjącego, który przechodzi, a tylko jeden jeszcze rapsod przyrzecz!
PIERWSZY. I damy tobie chleb kradziony, jak nikt nigdy lepiej nie ukradł.
CHÓR. Oto właśnie pędzi zdaleka wicher piasku, a w omieci jego widać lacedemońskiego biegacza, jak przerzuca się na kosturze swoim.
STARZEC CIEMNY. (przysiadając pod platanem) To Daim, o chłopcy moje, chłopcy bose i lekko pląsające. To Daim, syna mego przyjaciel, biegacz wojenny. On zaiste że mniej zastygłą krwią czerwone rapsody miastu niesie z gór...
Chłopcy! Niechaj się zbliży tu, a wołajcie ku niemu, że jeden z równych jestem, ów, co dwudziestego lata pierwszej wojny stradał oczy od messeńskiego pocisku; ów, co nogą odepchnął jedynego syna swojego, skoro, potu nie widząc, namacał strumień wilgoci i posądził, że to krew dziecka jego — na karku, ztyłu!
CHŁOPCY. Prawy Spartjata!
STARZEC. Ów, co pierwszy przedłożył wniosek, aby ukaranym bywał rózgami, ktokolwiek rzuca wróblom kruszynę chleba, ośmielając przez to rozrzutność obywateli i schlebiając próżniactwu ptasząt...
CHŁOPCY. Spartjata prawy!...
STARZEC. Dlatego-to ptaszęta ubolewały zdaleka, skoro szedł, i podawały sobie znaki stada z drzewa na drzewo...
Chłopcy, a co widzicie teraz na drodze wielkiej, której oczyma memi nigdy już w życiu nie obaczę?
PRIMUS. Widzimy, o prawy Lacedemończyku, jako ku platanom drogą wielką zdąża Daim krokiem porządnym. On odmienił zapęd poskoku swego i w miarę przybliżania się ku nam układa postać skromną, jak na Spartjatę przystoi...
Ale za nim i za nim, gdzie się rozciekają ścieżki pokątne od wielkiej drogi, widzimy, o Lacedemończyku prawy i mężu równy, tam i ówdzie odpryskających w bok po ścieżkach, jakoby czynili to zbiegowie albo ranni. Niektórzy z nich (jeżeli oko nas nie myli) znaki dają konnym, zdala śpieszącym, inni słaniają się w pochodzie i kuleją.
STARZEC. Jeśli to jest porażka, chłopcy moje, chłopcy bose i lekko pląsające; jeśli to porażka jest, o karne chłopcy i rózgami ćwiczone pacholęta, chłopcy, rumiane krwią razów i bójek; jeśli to jest porażka, tedy uderzajcie w chór! Zwyciężyć albo zginąć!...
CHÓR CHŁOPIĄT. Zginąć albo zwyciężyć!
DAIM. (dobliżając chóru) Zwyciężyć albo zginąć!
TYRTEJ. Zginąć... albo — zwyciężyć?...
Pachołki bójek, nie bohaterowie wojen, nic innego oni nad te dwa pytajniki, namiętnością w okrzyk twierdzący zmienione, nie umieją...
«Zginąć? Zwyciężyć?» — przyrosło im wewnątrz ich gardzieli i stało się już nierozłącznym słowa wszelkiego wydźwiękiem...
STARZEC. Kijem ciebie poszukuję, Daimie. Zbliż się tu sam i, stanąwszy przed jednym z równych, onym, który dwudziestego lata jeszcze pierwszej wojny stradał był oczy od messeńskiego pocisku, stanąwszy sam, przed równym, który powołuje ciebie, powiedz twą rzecz!
DAIM. Syn twój, Hieroplit, żyw...
STARZEC. (pomiatając laską w powietrzu) Przeklętym bądź i odnieś razy moje na karku twym, człowieku, do wszelkiego zdrajcy podobien! Nie o jedynego syna swego pyta ciebie prawy Sparlańczyk, nie!
Mów o pospolitej rzeczy w pierwszem słowie i pierwszem zaraz słowa wyzionięciu, o wodzu, a nie o synu czyim powiadaj!
Oto popsowane dolatują mię ze wszech stron obyczaje i Dianie wielkiej dzięki składam, że obywateli tak skarlonych nie oglądam więcej oblicza...
O wodzu!... I, azali widziałeś tego męża, zeznaj mi sam.
DAIM. Męża wodza widziałem w obozie jazdy i pomiędzy ciężkich hoplitów[2] szeregami, jako śpiewnym nastrojem zapowiadał przegraną...