Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/401

Ta strona została przepisana.

Sam sobie będziesz jednem słówkiem szkodził,
Niepowierzonem prócz tobie jednemu,
Będziesz się w myśli kłócił z nią i godził
I wrócisz, wątpiąc, czy zastaniesz. Czemu?

*

Szczęśliwi przyjdą, jak nadomiar złemu,
Kołem osiędą ją. Chwili nie będzie,
By westchnąć szczerze... Ah, czemu i czemu?
Przyszli szczęśliwi, rozparli się wszędzie,
Wszędzie usiedli z czołem rozjaśnionem,
Dom napełnili, stali się legjonem!...

*

Przeczekasz wielu, to choć dwóch zostanie,
A jeden w progach ma jeszcze pytanie
I, choć, na zegar pojrzawszy, się sroży,
Ja nawyknąłem już nie ufać jemu:
Wróci, i znowu kapelusz położy,
I rękawiczki zdejmie jeszcze.. Czemu?

*

Aż może odejść stokroć lepiej znaczy,
Niźli zostawać po obojętnemu?
Wstaniesz i pójdziesz kamienny z rozpaczy
I nie zatrzymasz się, precz idąc. Czemu?

*

A księżyc będzie, jak od wieków, niemy,
Gwiazda się żadna z miejsca nie poruszy,
Patrząc na ciebie oczyma szlistemi.
Jakby nie było w niebie żywej duszy,
Jakby nie mówił nikt nieśmiertelnemu,
Że tutaj, niżej — tak wiele katuszy!
I nikt tam w niebie nie zawołał. Czemu?

(służący wchodzi z listem)

FELIKS (obziera się) Służący Julji... List...

(na stronie)

...list od niej...

(do sługi)

...Słuchaj!
Kio w ręce twoje list ten oddał?
SŁUŻĄCY. Panna.
FELIKS. (kładąc mu rękę na ramieniu)
Musisz być ze swej służby zadowolon?
Gdybyś wszelako szukał kiedy innej,
Pamiętaj o mnie — i zdrów bądź...

(rozpieczętowywa list pośpiesznie; czyta)

«Kochany
Panie Feliksie!...

(obraca list w ręku i chowa w kieszeni, serca bliskiej)
(gwałtownie)

«Kochany
Panie Feliksie!» — to dość jest,
To jest z nadmiarem dosyć, to jest wszystko —
Wszystko, cokolwiek marzyłem poniekąd!
«Kochany»! Julja pisze ręką własną,
Pisze «kochany» i to w wierszu pierwszym,
I to pierwszego wiersza słowem głównem,
Mówiąc «Kochany panie Feliks». Dość jest:
Niebo, i ziemia, i morze, i kamień,
I piasek, i wiatr, i ta laska moja,
I rękawiczka, i ręka, i ramię,
Serce... i wszystko niczem w oczach moich!...

(przyciska list do serca i uchodzi, nie patrząc przed się; potyka się w pośpiechu o Erazma, który nadchodził)

ERAZM. Dobry dzień. Feliks!
FELIKS. Skądże już wiesz o tem,
Iż dzień najlepszy, jaki mógł być, dziś jest?
Ty, który jesteś zimnym, jesteś twardym,
Jesteś nieczułym...

(z politowaniem)

...Może wina nie twa!
Może nie możesz być innym z przyczyny,
Że tobie żadna nie rzekła kobieta:
«KOCHANY ERAZM!»
ERAZM. ...Nie lituj się nazbyt,
O mój zabawny Feliksie! Dziś wilja
Moich zaręczyn...
FELIKS. I dlaczego wilja?
Czemu nie żenisz się jak najprędzej, z kim chcesz?
Żyweby ludzkość jedne więcej serce
Zyskała. Bądź zdrów! Ja, szukam ustroni,
Wiszaru szukam nad harfą fal morskich,
Gdziebym samotnie odczytał rękopism,
Który na sercu noszę...

(uchodzi, trzymając rękę na piersi)

ERAZM. ...Jak flanelę!

SCENA 3

MARTA. Szczęśliwa jestem, że pana spotykam.
ERAZM. Raz pierwszy w życiu nie zadziwia mnie to.
Szczęsnym tak wielce będąc, iż umiałbym,
Kogobądź spotkam, upromieniać sobą...
MARTA. Kogobądź spotkasz pan?...
ERAZM. ...To wyrażenie
Ku określeniu wszystkości jest słuszne.