JULJA. Czy pan się «śpieszy»?
ERAZM. Sens Anglików lubię
I kiedy nieraz tu, na kontynencie,
Przeczekać jaką należy epokę,
Nic tak nie koi, jak zwiedzanie fabryk.
JULJA. (namiętnie) Jakież to zwłaszcza fabryki pan radby
Zwiedzał i cenił?
ERAZM. (bezmyślnie) Zaiste, nie złota,
Którego dotąd nie umiemy złożyć!
JULJA. Ah, gdyby i to dostało się ludziom,
Byłyby ślubnych pierścieni fabryki!
ERAZM, (ceremonialnie) Pani list skończyć winna pewno na czas,
Poczty albowiem, przesyłając tchnienia
I serca bicie, wszakże są urzędem,
I są machiną, i fabryką. Żegnam!
JULJA (za odchodzącym) żegnaj, Erazmie! Dowidzenia! Kończę!
Kończę!... Cóż kończę? List, czy własną dolę?
Cóż za szczególne są w życiu zdarzenia!
Co to jest, naco to, skąd to powstaje?
Czy obraziłam go? Czy on mnie? Czyli
Obraziliśmy jakiś życia atom,
Nieznanej wagi i treści? Cóż to jest?
O nędzo, nędzo uwidzeń i marzeń!
Wszystko gdy ludzie zgotowali, nagle
Rozpęka wszystko?... I dlaczegóż? Nie wiem!
Byłożby prawdą, że w zbliżenia dramie
Ludzie gdy ciałem i duchem nierówno
Ku sobie idą, nadbiega ta doba,
Która rachunek kroków takich pełni,
I, jako lichwiarz, domaga się liczby?
Byłożby prawdą, że kobieta w chwili
Zawarcia ślubów oświecaną bywa
Błyskawicowym blaskiem wydarzenia,
Które jej dawa rozpoznać widnokrąg,
Które odsłania jej grę charakterów
I czeka, aby uznała, co czyni!?
To umysł nieraz badawczy nadmieniał,
Lecz prawda gorzką jest, tak gorzką nieraz,
Iż łatwiej siebie stracić, niż rozglądać
Pejzaże z góry, z której rzucić chce się...
O, nieskończony ten list tak zostanie!
Wszystko niech rwie się, ani się dopełnia
Ani jednoczy, ani ma dojrzenie...
Morze, ty będziesz mą pociechą jedną,
Cmentarzem będąc nieustannie żywym.
Głębie twe gdyby objęły mię wcześnie,
Fal ukochałabym wierne uściski,
Przenosząc mdławe blaski konch nad czucia
Ludzi. Uchodźmy!... I nie wróćmy nigdy!
FELIKS. (grobowo) Na wierszu pierwszym, na zdradliwym wierszu
Czemuż się oko nie wstrzymało moje,
Z okiem zaś życie?...
...Powtórzmy!
«Kochany
Panie Feliksie! Loży na ten wieczór,
Jakkolwiek miło nam ofiarowanej,
Przyjąć nie możem, to jest bowiem wieczór
Dnia mych zaręczyn»... .......
........ ...Czytajmy już dalej!
«Dnia mych zaręczyn» ...Dalej już czytajmy:
«Julja!» — i basta!...
Teraz, morze, idź tu,
Jak zwierz na piersi moje skacz, szalone,
I pianą pluskaj w oczy! Jestem, jestem
Łupem twym, morze, wołam ciebie — słuchaj!
Idzie i wraca! I urąga sercu!...
MARTA. (dokoła pozierając obłędnie)
Czemuż wachlarza tego nie podjęłam,
Pozostawując na losu igrzysko?
Mnie-ć należało zgnieść go w ręku mojem
I zaręczonej ofiarować! Albo
Nakreślić na nim słowa dwa ostatnie,
Rzucić na piasek... tak, rzucić, niechby go
Podjął ktokolwiek, wyrazy odczytał,
Jawnemi zrobił. — Niechby głosy rzekły:
«Ktoś się w głębokość morza dzisiaj rzucił»...
Słowa te Erazm słysząc albo Julja
Mieliby może myśl czułą...
Człowieku!
Czy tam głęboko?