MAK-YKS, daleki krewny jej męża.
Magdalena TOMIR, poufna Hrabiny.
Graf SZKLIGA.
Sędzia Klemens DUREJKO.
KLEMENTYNA, żona sędziego.
SALOME. odźwierna.
MAJSTER ogni sztucznych.
KOMISARZ POLICJI i STRAŻ.
STARY SŁUGA.
NOWY SŁUGA — SŁUŻĄCA.
PANIENKI Z PENSJI — GOŚCIE.
MAK-YKS. (przerywając czytanie) Oto pierwszy promień, z tych, co rażą...
Jakby jedne byty nam znajome.
Drugie obce — i le szły w szyby,
Jak ktoś obcy, lub obcych zwiastujący...
Ci — swoi — zowąd... powietrzni bracia,
Którym ostatnia chleba starczy kruszyna.
I jeszcze są za nią szczebiotliwi...
Wracający, i nadlatujący...
Nie wzięli mnie nigdy więcej czasu,
Ani życia więcej, niż ile dałem!
Ptaszek taki odlała z kruszyną chleba
I nie pozostawia chwili bolu —
Godziny wstrętu — dnia cierpienia —
Roku niewiary w społeczeństwo!
Przybył i odszedł w lazur oka
Niebieskiego, jak mimowiedna łza
Ludzi dobrych...
Podobnie płaczącą
Raz dostrzegłem ją... Przyczyny nie wiem.
SALOME. (oględnie wchodząc) — O godzinie niezwykłej, tak rano
Wchodzę, ażeby pana uprzedzić,
że właściciel, sędzin Durejko,
Cały dziś dom osobiście zwiedza
Stad dawno jesteśmy już na nogach,
Nieco się lękając o nas samych,
W jakimkolwiek wszystko jest porządku.
— Wiem, że pan z nim teraz ma rachunek
Nieco opóźniony, ale cóż stąd!
Hrabina Harrys, pokrewna pańska
(Istny anioł!), czyliż nie jest główną
Całego tu placu właścicielką?
— Pan nawet mnie daruje tę wątpliwość,
Iż w rozumie gminnym moim nie wiem,
Dlaczego pan tu mieszka, nic owdzie,
W pawilonie, obok krewnej swojej.
Nie byłożby to panu przyjemnie
Anioła takiego mieć przy sobie?
To, co mówię, niechże pan wybaczy
Starej kobiecie i starej matce,
Która, o synu myśląc rodzonym
(A lat tyle zwłaszcza go nie widząc!),
W każdym młodym człowieku spomina
Macierzyńskie swoje obowiązki.
— Myślałam też pana i ja prosić
O protekcję do hrabiny Harrys
Dla onego to właśnie jedynaka
(Co jest teraz w Japonji, z okrętem.
Skąd i sam list idzie dwa miesiące!) —
A hrabina, że zna admirałów
I niemało ministrów...