Które znał litewski nasz Poczobut[1]
I opisał lepiej, niż Kopernik!
SZELIGA. — Idzie mi więc, czego nie ukrywam,
O widok właśnie że w tę stronę...
Mam astronomiczne doświadczenia
Sprawdzić, na różnych punktach globowych
Probowane z pilnością szczególną.
— Łaskawemu panu, widząc jego,
Nie potrzebuję dodawać, ile
Astronomja jest nauką cenną.
A że tu ją jedynie mam na celu,
Niższy apartament sobie wziąłem
I zatrzymam — te zaś wyższe pokoiki
Ułatwiać mnie będą obserwacje.
SĘDZIA. (gwałtownie do Mak-Yksa)
Acan się wyniesie pod strych — i dość.
SZELIGA. (dostrzegając spór) Myślę wszakże, że praw tu niczyich
Nie nadwerężyłem przyjściem mojem,
Ani że to stało się istotną
Dla kogokolwiekbądź zawadą...
Inaczej albowiem ustąpiłbym.
SĘDZIA, (w ucho Mak-Yksa, groźnie)
Pod strych... i dość...
MAK-YKS. (ustępując, szuka między książkami) — Coś... znaleźć pierw... chciałem...
Ojca mego pamiątka... jedyna!...
SĘDZIA. (do Szeligi) Lokator ten musiałby ustąpić
Dla powodów, których wyjaśnienie
Do osobnego należy paragrafu.
SZELIGA. Usuwam się przeto od dyskusji.
SĘDZIA. Jest to ktoś... bliski czegoś... w głowie!...
Na przypadek zaś silnego paroksyzmu
Mnie należy pamiętać o wszystkich,
Którzy zamieszkują dom... Nieprawdaż?...
Książki może mózg zniepokoiły...
Jeśli, mówię, książki, to bynajmniej
Nie specjalne, nie astronomiczne...
Są złe książki i dobre — są, tak rzekę:
«Zdrowe treści» i «próżne frazesy».
Tamte uczą, lub księgarz je szybko
Na okrągłe pieniądze przemienia;
Te są (za pozwoleniem) do czegóż?...
Na cóż, radbym wiedział, greckie baśnie?
— Czyli to nauczyło kogokolwiek,
Jak dopełniać swoich zobowiązań?
Wstać rano, zimną wodą umyć się,
Rachunki swe akuratnie przejrzeć,
Posłusznym być sługą, czułym mężem?
— Durejko zna cenę literatur,
Lecz przeciwny jest konceptom błahym.
Lubi on i książkę w chwilach wolnych;
Dziewiętnaście lat mając, cóż, bywało,
Nie czytałem w lesie na wakacjach...
— Natchnienie u Litwina jest, jak nic...
— Wszakże zna pan wiersze Mickiewicza,
Co zgniótł „wszystkich mędrców i proroków?”[2]
— U nas jak Radziwiłł, to Radziwiłł!
Nie potrzebujemy wielu... jeden dość!...
SZELIGA. (powolnie) Tak — lecz ileż w kopalniach trzeba
Piasku podrzędnego wagi różnej,
Aby tam był rodzimym diament,
Nie zgubionym przypadkiem z pierścienia?
SĘDZIA. (bezrozmyślnie, potakując)
Ślicznie to pan mówi; u nas jest tak,
Mości dobrodzieju, jak w kopalniach.
SZELIGA, (dwuznacznie) Raz wraz jedna lampa zajaśnieje, Korytarze oświecając ciemne —
A u której można i cygaro
Zatlić... To rozwesela znudzenie...
Obeliski jednak pojedyńcze
Miewają tę niedogodność znaczną,
Że z nich domu stawić niepodobna
I zaledwo próżne zdobią place.
SĘDZIA. Durejkowa trzyma całą pensję
Córek domów, ze wszech okolicy
Najbogatszych i uznania godnych.
Tam można nasłuchać, cóż nie uczą,
Obojej płci wiedzę stosując
Do tego, co panna znać powinna!
Ale rzeczą pierwszą jest moralność.
«Wiedza» idzie od «jaźni» — ta znowu