SĘDZIA. Który wstawa z ognia, jak fajerwerk!
PIERWSZY i DRUGI GOŚĆ. Wiwat, panie sędzio!
SĘDZINA. — Klemensulko
Orjentalną ma imaginację.
SĘDZIA. (doskakując z głębi sceny)
Wyobraźnię wschodniego ustroju
Powiedziałby «Ojczyźniak» poprawny...
SĘDZINA. Durejko ma słuszność.
MAGDALENA. (do Szeligi) Cóż pan mniema
O sekrecie naszym?
SZELIGA. (dwuznacznie) Coraz mniej już
Czuję się do tego uzdolnionym,
Bym w ogólnej rozmowie brał udział.
By wszelako pytanie zawdzięczyć,
Powiem, że mnie fajerwerk jest milszym
Od grobowca, nawet pozornego,
Tak dalece, mniemam, że jest słuszna
Bezpotrzebnie nie zasmucać bliźnich.
Lubo dwie te rzeczy, wzięte razem,
Mogłyby się śród cyprysów zmieścić,
Trzecia nawet, to jest i altanka,
Gdzie mały niekiedy podwieczorek,
Złożony z łakoci, byłby słodkim...
MAGDALENA. (krotochwilnie) Popytajmyż Rózie i Anielki...
Ile podzielają zdanie pańskie!
Sąd ich jest na wyżynie rozmowy,
Którą prowadzimy po ich myśli.
Zbliżenie do dzieci styl odmładnia.
PARĘ OSÓB RAZEM. (z zadziwieniem)
Coś stało się w salonie!...
MAGDALENA. Co to jest?
SZELIGA. Wywrócił się któryś cherubinek.
SĘDZINA. Bez przypadku nie pląsają dzieci.
MAK-YKS. (wchodząc z salonu) Wstążka pękła i pierścień stoczył się...
Wcale już nie grają...
MAGDALENA. I tak prędko!
HRABINA. (machinalnie) Owszem — owszem — lecz pierścienia niema!
SĘDZIA. Jakto niema! Poszukamy zaraz...
MAGDALENA. Nim się znajdzie, proszę mój założyć.
HRABINA. (z dziwnym przyciskiem)
Daruj, nie chcę! Lepiej niech się znajdzie!
Raz ginął już...
MAGDALENA. Ah, prawda! Masz słuszność.
MAGDALENA. (półgłosem) To jej przesąd... Każdy ma słabostki...
SZELIGA. Właśnie tego nie myśliłem nigdy.
By słabostki miały aż tam miejsce.
MAGDALENA. Pan uwidział w Marji doskonałość
I zapewne, że się mało myli.
SZELIGA. (zimno) Nie! Lecz wszystko ma stosowne sfery.
Tak naprzykład: śród lodów Grenlandji
Chować się nie mogą ananasy
Dla zbyt czułej wrażliwości krzewu...
MAGDALENA. (grożąc z uśmiechem)
Zacznę bronić Marji, a bój ze mną,
O panie, ze mną bój śmiertelny jest!
STARY SŁUGA. (ze szczotką, wchodząc od salonu) Wszystkiem ręczę, że go niema w sali,
W sali, w której lat trzydzieści sprzątam.
Chyba skrzydła miał i wzleciał wzgórę...
MAGDALENA. Raz już ginął —
STARY SŁUGA. Ah, wszyscy toż samo
Spominają, że ginął raz. Prawda,
Toć ja wiedzieć muszę, bom go znalazł.
Gdzież to było jednak? Czy w salonie?
Tam każdego sprzętu kącik każdy
Dzień w dzień ręką ocierając z kurzu,
Człek i we śnie zgadłby ruchem palca,
Gdzie co leży, albo zbywa czego.
Starzy słudzy jako starzy mówią.
Lecz nowy jest, przyjęty niedawno.
Może nowy nowszego coś umieć.
SĘDZIA. (gwałtownie) «Nowy sługa!» Te słowa są ważne...
Co może być wart rzeczony pierścień?
MAGDALENA. To ów znany brylant, który właśnie
Podziwiali wszyscy tu zebrani,
Jak meteor na emalji ciemnej
Jaśniejący, dość niezwykły ceną.
Wszakże, o czem nikt zapewne nie wie,
To zarazem jest Marji talizman...[1]
Jeśli słuszna względem niej cośkolwiek
Tak przesądnie lub lekko nazywać.
Mimowolnie ona przywiązuje
Wiary rodzaj do tego klejnotu.
Wolałaby zgubić wszystkie inne,
Niż dopuścić, że się ów zatracił.
SĘDZIA. (szukając kapelusza) — Znajdzie się on, skoro energiczne
Temu gwoli uczynią się kroki...
— On się znajdzie! Zaraz państwu służę.
- ↑ talizman (arab.) — przedmiot, przynoszący szczęście i chroniący przed złem, amulet.