Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/436

Ta strona została przepisana.

MAK-YKS. (kłoniąc się do jej stóp)
Na tak wielką odległość... i coraz,
Coraz to niemiłosierniej większą,
Że, zaprawdę, nie wiem, czyli równie
Pod stopami naszemi w oceanji,
Lub gdy konstelację krzyża ujrzę
Z pod obcego żagla... nie wiem... czyli
Tenże sam, co tu i co w tej porze,
Nie połączy nas promień...
Istotnie,
Oddalony, zawsze byłem bliskim,
Aż z pomiędzy nas miejsce ubiegło,
Aż za miejscem czas poszedł...
Doprawdy:
Tych, co kochają tak, łub niema dziś,
Lub nie z tego są świata...
HRABINA. Nie!... Oni,
Właśnie oni, są ludźmi!

(pokazując palcem na Mak-Yksa)

On mówi
O świętego węzła tajemnicy,
Choć, co mówi, nie wie...

(do krewnego)

Ty tak mówisz,
Jak przed chrześcijaństwem wielcy ludzie,
Albo ludzie cierpiący wiele, mówili
Chrześcijańską myśl wargami błędu:
Ty prawdziwie mnie kochasz...
SZELIGA, MAGDALENA, WSZYSCY
Onaż to?

(Mak-Yks jest u stóp Hrabiny, obie jej dłonie uściskując)

HRABINA. (do Magdaleny) Magdaleno! Ręki mojej uścisk
Oddaj hrabi... Me obiedwie dłonie
Zbyt są mocno zajęte w tej chwili.
ANIELKA i DZIEWECZKI. (wbiegając)
W pierścień, w pierścień! Albo fanty sądzić!
HRABINA. Mój już nie mój...
MAGDALENA. A mój się mnie znowu
Gdzieś zapodział, i niewarto szukać...

(ognie sztuczne błyskają)

Ale patrzcie!... W niebie dwa pierścienie
Brylantowe cale!
WIELE OSÓB. (ku werandzie) Całe, jak z gwiazd!!!
DUREJKOWA. (patrząc przez lornetkę)
Fikcja wyśmienita!...
SĘDZIA. (doskakując do żony) Kto jest miłującym narodowość,
Nie używa «fikcji...» lecz «udania...»
PIERWSZY Z GOŚCI. Udanie ogniste!... Ani słowa...
WTÓRY Z GOŚCI. Ani słowa, że niema co mówić...

(kiedy wielość odwrócona w stronę głównego wnijścia na werandę podziwia ognie, Sędzia w głębokim monologu na przodzie sceny)

SĘDZIA. (sam) Wszystko to coś jak w komedji, która
Moralny ma sens, gdy się ją zbada.
Któż albowiem sprawił to?... Kto, proszę,
Pierwszym stał się powodem? Kto tu jest
Sprężyną, czyli zrządzenia energją?
Czyli osią?... A kto jednak nigdy
Nie ma sobie nic do wyrzucenia?...
Że nareszcie attykiem już spytam:
Exmachiną...[1] któż tu jest?...

(po chwili)

Durejko!!

(właśnie w chwili, w której Durejko sam sobie stara się ukłon oddać, kurtyna zapada)



  1. skrócenie z: deus ex machina (łac.) «bóg z maszyny (teatralnej)» tak nazywano osobę, pojawiającą się na scenie całkiem niespodziewanie i nienaturalnie dla rozwiązania węzła dramatu.