Miał się ku spoczynkowi... Był zaś dom osobny
W dziedzińcu, równie widny wkoło i ozdobny.
Tam szedł Telemak, przed się mając, jako zwykle,
Córkę Opsa (Pizenor jej dziad), Eurykle,
Matronę, biegłą w rzeczach roztropnych niemało.
Kupił ją Laert jeszcze, kiedy była małą,
I dał dwadzieścia wołów! Poważał jak krewnę,
Skąd miała zachowanie stateczne i pewne,
Cenna wrówni dla pana domu i dla żony.
Telemak miał się dla niej jak kto spokrewniony.
Tak szedł, gdy właśnie przodem świeciła mu ona...
Uchylił drzwi, gdzie rama gładko jest zrobiona,
Zlekka na łoże przysiadł i, tunikę miękką
Odrzuciwszy, podał ją Eurykle ręką,
Która, przejąwszy ubiór, złożyła go, wdzięcznie
Zadzierzgając przy łożu, równo i podręcznie.
A to spełniwszy, poszła i srebrnym pierścieniem
Wzięła klamkę, zewnętrznym nawlekła rzemieniem
I zamknęła...
...Noc całą śród miękkiej tkaniny
Telemak marzył plany, podróże i czyny.
To Alkinous rzekłszy, na sługi zawoła,
Którzy, wraz pełniąc rozkaz, naprzód wiodą koła
Wozu bystre, a potem muły i takowe
W uprzęgi zakładają do jazdy gotowe.
Zaraz dziewczę Nauzyka z izby swojej zbieży,
Niesie cienką bieliznę i co przynależy
I wszystko to na gładkie układa siedzenia.
Matka jej kosz podawa, smaczne w nim jedzenia
I pieczeń zimna. Nadto sama jeszcze niesie
Miech, szyty z koziej skóry, który winem dmie się.
A gdy na wóz już dziewczę skoczyło, dołącza
Flaszkę złotą, co miękki olejek wysącza,
By płeć swoją namaścić miała czem dziewczyna.
Nauzyka cugle bierze i bicz i zacina,
By co najskorzej jechać ze swemi pannami
I z całym sprzętem temi rączemi mułami,
Których stąpania echo powtarza dalekie...
Jadąc tak, przybywają niebawem nad rzekę
I w miejscu błogiem, gdzie są wygodne bystrzany,
W których może być przedmiot najmniej czysty prany,
Stawają. Panny naprzód, gdy wyprzęgły muły,
Odgoniły je, aby złotą trawę żuły
Brzegiem rzeki, co kręto murawę przerzyna.
Potem bieliznę z wozu dziewczynie dziewczyna
W ręce rzuca, aż, wszystką zebrawszy starannie,
Wniosły do głębi, na dno tłocząc, i, jak w wannie,
Stopami swemi mieszą te rzeczy do piasku,
Każda coraz z własnego rada wynalazku.
Aż, skoro pranie doszło do tego wytworu,
Że ani cieniu plamki na rzeczach ubioru,
Dopiero je te panny starownie zebrały.
Uściełając na piasek spłókany i biały,
Gdzie wszystek żwir już słone pierw omyły fale,
Z szumem parte zoddali ku wybrzeżnej skale.
Dziewice zaś, kąpielą całe orzeźwione,
Namaściły olejkiem włos i zwiały w stronę
I wieczerzać usiadły na darni nad rzeką,
Schło zaś, co prane było, w słońcu niedaleko.
Aż Nauzyka i dziewy, dostawszy znów siły,
Wstały, i wstążki z włosów na wiatr odrzuciły,
I poczęły grać w piłkę... Tą zaś, co chór wiedzie,
Rytm mierzącą taneczny śpiewaniem na przedzie,
Była Nauzyka.
Rzekłybś, że nie jest inaczej
Diana sama, strzałę kiedy ciskać raczy
Na Erymancie albo urwistym Tajgecie,
Tropiąc dzika lub sarnę posuwistą w lecie,
Gdy serca jej otuchę nimfy polne czynią,
Córki boskie, porówni radosne z boginią...
Lecz ona je przechodzi więcej o pół czoła,
Że ją odpozna zewsząd; chociaż dookoła
Wszystkie śliczne, choć, okiem gdzie rzucisz, nawyka,
Odpoznasz ją...
Tak była śród swoich Nauzyka!