imiona kochanków ryją, gdyż właściwiej, jak mniemam, możnaby je za bachantki uważać. Mimo to jednak nie trudno jest napotkać pomiędzy niemi dziewki smagłe a hoże, co z czołem wypogodzonem, z piosnką w ustach rześko i wesoło pracują. Ale niedługo; niedługo ta sielska wesołość, która powinna być skarbem obywatela, zamienia się w milczące oburzenie, kiedy podchmielony ekonom sadzi przez rżyska na chudej szkapie i twardym batogiem kreśli w powietrzu hieroglif smutku zwierzęcego, hieroglif niesprawiedliwości oczywistej, gdyż pospolicie oddaje on wieśniakom to tylko, co sam niedawno od rozgniewanego dziedzica odebrał.
I, zważając wszystkie te rzeczy, trzeba koniecznie podziwiać mądrość całego układu, albowiem pokazuje się jawnie, iż jeden drugiego bije, drugi trzeciego także bije, wszyscy zaś nieustannie porządku i sprawiedliwości pilnują.
∗ ∗
∗ |
Po obu stronach drogi szybko postępuje robota, kosiarze zdaleka ujrzeli ekonoma i cichość rozlała się naokoło. Po drodze z pośpiechem toczy się bryczka, a w niej jodzie dwóch owych uczniów, którzy ostatni wyszli z dziedzińca szkolnego, to jest — Edward Drążkowski, syn Jana Drążkowskiego, poczciwego naszego pułkownika, jak go rozumni sąsiedzi powszechnie nazywają wtedy, kiedy ta karykatura w przyległym pokoju gra w wista i wszystko słyszeć może, i Bartłomiej Socha, oddany pod opiekę JW. pułkownika wraz z uciułanym groszem dla tegoż wyrostka od zmarłego rodzica.
Edward, przez ciąg pobytu swojego w mieście, chodził do szkoły w pięknych sukniach i nosił zeszyty, ręką Bartłomieja pisane, odjeżdżając zaś, obwinął starannie wyzłacaną książkę, nagrodę pilności całorocznej, i ruszył coprędzej na wieś, żeby odebrać od ukochanego papy szczere uściski, a mianowicie piękną strzelbę, dawno przyobiecaną. Bartłomiej dużo pracował w szkołach, a do tego jeszcze zbywało mu częstokroć na możności zaspokojenia gwałtownych jego potrzeb i zabierało mu dosyć czasu wyręczanie Edwarda. Nic więc złoconego w nagrodę nie odebrał, żadnej nawet pochwały, odjeżdżając, nie słyszał, ale zato ten młody chłopiec uczuł przykrość i krzywdę, którą mu wyrządzono, a która niezawodnie obudzi w nim działalność duszy i stanie się najpiękniejszą nagrodą.
Opatrzność czuwa nad sierotami!
Są cuda na niebie i na ziemi, o których ani śniło się naszym filozofom; a znajdują się jeszcze i takie rzeczy, które bywają starannie ukrywane, ażeby się o nich nawet nie przyśniło sąsiadom.
Pan pułkownik, jak się spodziewam, nie służąc w wojsku nigdy, o pułkownikostwie nie myślał, ale, że był kiedyś tam jakimś urzędnikiem magazynowym i miał dowcipnych dłużników, łatwo więc według stopnia oszacowany, tak szybko zaczął awansować, że wreszcie dał sobie słowo nikomu nie pożyczać pieniędzy, i dla tejto przyczyny do dziś dnia pozostał tylko pułkownikiem. Powierzchowność pana Drążkowskiego, zwłaszcza, kiedy tenże kontrakt jaki zawiera, nie jest bardzo obiecującą, przy otwieraniu jednakże szkatuły dają się spostrzegać na jego licach skryte jakieś pomysły i pewien rodzaj powolności, która nigdy biegłych strategików[1] nie odstępuje.
Pułkownik w towarzystwie kobiecem nadzwyczajnie rozprawia o posagach, a ubiera się powszechnie w szary surdut i żółtą kamizelkę, tudzież o sztywnych kołnierzach i o bawełnie do lewego ucha nigdy nie zapomina.
Pani Drążkowska, rozwiódłszy się z pierwszym mężem, zabrała z sobą córkę i, bawiąc czas niejaki w Warszawie, odrazu ułowiła naszego pułkownika. Osoba ta, mająca obecnie, Bogiem a prawdą, lat 40, uchodzi w teorjach za kobietę niepierwszej już młodości, ale bardzo miłą i dobrze wychowaną. Pani Drążkowska w samej rzeczy na swój wiek bardzo dobrze wygląda, zwłaszcza, kiedy parę godzin przed zwierciadłem posiedzi; ale nic zaniedbuje ona nigdy zamykać gotowalni, żeby czasem ciekawe oko nie wyśledziło przyczyny tego świeżego rumieńca, który ją tylko po umyciu odstępuje.
Pani pułkownikowa lubi bardzo często wspominać dwuznacznie o jednym nadzwyczaj oryginalnym hrabi, który za nic w świecie nie dałby dotknąć swojej suczki, gdyż ją nie do wyimainowania[2] sobie kochał. Ta suczka zaś, jak powiada pani Drążkowska, jest to jej ulubiona