I mówił on piasek szepty swemi:
«Oto tysiąc osiemset dwadzieścia lat, jak kopano tu grób dla popiołów wygnańca, a ten był przywódcą legjonu rzymskiego w ojczyźnie swojej...
«I oparł się był woli tego, który mówił w rozgniewaniu swojem:
«Radbym, aby cały rzymski lud miał jedną głowę, którąbym podłożył pod ostrze miecza!»[1].
Więc, policzywszy lata, sprawdziłem, iż mowa jest o Cajusie Caliguli[2], i sluchałem, co piasek mówił.
Ten zaś szeptał wciąż upadkiem pyłów — i głosił:
« — Wygnaniec ów rzymski, pierwszych lat samotności swej w Galji, zachodził do Lutecji miasta, które dziś zwie się Paryż, i, stawając w porcie, patrzyć lubił na płótna żagli, azali trójkątny latyński żagiel nie zawinie od Śródziemnego morza?..
«A następnych lat zbudował sobie dom, senatorskiemu rzymskiemu domowi podobny, i, siadając u wnijścia z głową jak niewolnik ogoloną, Fedona[3] czytywał albo, jałmużny dając, wskazywał ku południowemu słońcu ręką prawą, jak ten, co, rozkazy gdy wydaje, przypomina sobie, iż niewolnikiem jest — albo jak ten, co nie wie, która rzecz byłaby sprawiedliwszą: przekląć czy błogosławić...
«I bywało, że z ręką, tak w powietrza próżni ku Rzymowi wielkiemu wyciągniętą, widywano go jako posąg u wnijścia domu — a przechodzący tułacz albo ubogi druid brał z onej ręki upadającą jałmużnę...
«Ale następnych lat jeszcze, kiedy tablic swych marmurowych ustąpiła historja nikczemności, zaniemówił był wcale ów wygnaniec rzymski i zawołał raz tylko: «Podli!», a, truciznę wypiwszy, zostawił czarę roztrąconą, drzwi rozwarte i dom pełen wielkiego nieporządku.
«Owóż tysiąc osiemset i dwadzieścia lat temu — mówił piasek — pochowano tu popiół wygnańca tego i wedle rzymskiego obyczaju, aby żadna pamiątka nie osmucała ludzi żywych, położono w grób, co tylko miał za życia. I czegokolwiek dotknął się był za życia, włożono w grób.
«Włożono tam i rozbitą nawet czarę, z której truciznę wypił, i kawalerski pierścień rzymski, i rękopisma, które czytywał kiedykolwiek, tak, aby żadnego wspomnienia cień nie upadł na czyjekolwiek czoło... A płaczek szlochy bardzo wielkie, a przeklinaniom podobne utyskiwania i lamenty do końca pogrzebnej uczty trwały.
«Ale nie położono tam napisu, któryby zmarłemu żywot przypomniał, ani rodzinnego herbu nie położono na tym grobie, aby przeto konsul jaki rzymski nie potknął się owdzie kiedykolwiek, albo się ród szlachetny nie powstydził...»
I domawiając te słowa, poszept piasku ostatnią kruszyną swą z wypróżnionego u góry kielicha zegaru piaskowcgo opadł, a zdawało mi się, jakobym słyszał jeszcze owe wstępne słowa w języku rzymskim:
«Sit — tibi — terra — levis...»
Cóż tedy uczynię z piasku tego garścią? — pomyśliłem i nacóż ziemi ją odjąłem! Azali lepiej jest nie stąpać po ziemi tej, ażeby się boleści nie wzmagały na śladach naszych? Mogęż wilgotny list rozpaczliwą nicością tą zasypać? Albo mamże garścią tą na wiatr rzucić, aby świegocące ptaszki w pielgrzymim ich