Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/537

Ta strona została przepisana.

głos właśnie brzmiał co wieczór, wiele zbudowali szczerych czyniąc, i myślałem, że pójdę owdzie pod gotyckim stanąć filarem i stawał mi już w oczach filar ów, wytryskujący rzeźb kwiatami na podobieństwo onego Sakramentshäuschen w Norymberdze[1], który jest litanją płaczu, i wstępnie już byłem rozrzewniony wspomnieniem rzeczy tyle pięknej, otworzyły się naraz drzwi z hałasem, a poeta, wbiegając rzucił mi się w objęcia i zawołał: «Omen, Omen»[2].
Potem mówił: «Edgar jest odrzuconym; podarek przedślubny, skoro ginie, ginie niepróżno!»
A ja, milcząc, słuchałem i poważny przyjaciel mój, na którego poeta nie uważał, milczał także.
«Omen, omen» — powtórzył — «któż wie, ku jakim celom dramy służyć może kobiety płochość?»
I dodawał głosem bardzo mocnym: «Płochość, która wszelako dojrzałym owocem kwiat swój zastępuje, jestże bo plochością?» i coraz mniej określone sensem wołał słowa: «Płochość! Kokieterja! Eulalja!», a tych wyrazów ostatnich gdy domawiał, ona weszła.
Weszła bardzo po cichu, w sukni czarnej jedwabnej, która szeroko łamała się gdzie niegdzie, a niejaki bankier — bardzo szanowny człowiek — towarzyszył tej damie, tacę srebrną trzymając.
Więc ja wstałem i, dobywszy pieniądz srebrny, położyłem; goście moi także dali na składkę.
Lecz Edgara nie było przy damie, kwestę zbierającej, wieść albowiem krążyła, iż z gniewu mnichem chciał zostać!

Potem wszyscy poszliśmy na kazanie, a to było: O sakramentach w ogólności.

P. S. Eulalja poszła za bankiera i są szczęśliwi. —


CYWILIZACJA
LEGENDA
I.

Znajomy mój młody uwagi mi robił, że żaglowym lepiej okrętem przepływać oceanu przestrzeń. Pozwoliłem mu mówić w tym przedmiocie i słuchałem go, oparłszy się kolanem o tłomoczek podróżny, a biodrami o ciosaną z kamienia poręcz wybrzeża portowego. —
Ale, skoro domówił on perjodu, ale skoro spojrzałem na wielki zegar miejski i zmiarkowałem, iż za niewiele czasu parostatek, zwany: Cywilizacja, ruszy z miejsca, gdzie przystał był, i osobę moją z sobą poniesie, przerwałem młodemu przyjacielowi memu jego mówienie.
— Był czas, — rzekłem — kiedy w rzeczywistości dotykalnej pod ręką moja miałem klucze piękności onych, o których marzenie swoje mi przedstawiasz.
A słów tych domówiwszy, wbłąkały mi się w pamięć rymy, które nuciłem, oglądając klamry i zamknięcia podróżnego mego tłomoczka.

Codzień woda w okręt ciecze,
Noga z łoża ani stąp;
Co wieczora, o człowiecze,
W górę rękaw — i do pomp!

Pożegnałem, co kochałem,
Upominek złączy nas;
Ręką jedną przestrzeń dałem,
Drugą ręką dałem czas.

Codzień woda w okręt ciecze,
Noga z łoża ani stąp;
Co wieczora, o człowiecze,
Rękaw w górę — i do pomp!


— Oto i widzisz, — mówiłem mojemu młodemu znajomemu — że rzeczy te nie są mi wcale obce; owszem, od ogromnych żaglowego okrętu podwalin, budowanie arki przypominających, a które spoczywają na samem dnie łodzi okrętowej;

  1. por. wyżej (str. 23) wiersz p. t. «Adam Kraft» i objaśnienie do niego.
  2. omen (łac.) — znak, przepowiednia.