pożyczaj, bo gotów je zatrzymać sobie na pamiątkę!»
A gdy słów tych właśnie domówiał poważny mój przyjaciel, spostrzegliśmy, że i oficer kawalerji, mojego będąc zdania, zrzucił płaszcz swój szeroki, pod stopy go pięknej nieznajomej chcąc podesłać; lecz ośmiu majtków zadyszanych z wołaniami, służbie okrętowej właściwemi, przewleklając tamtędy ogromną linę, rozdzieliło nagle ową grupę i wepchnęło ją w otwór, którędy schody do salonów i do wewnętrznych kabin prowadziły.
Poważny mój przyjaciel i ja wcisnęliśmy się w głąb siedzenia, aby przez to dać miejsce linie ciągniętej, a obok nas zajmował miejsce człowiek, do pół oblicza szalem wielkim szkockim osłonięty, który zwykł był zacięcie milczeć albo się o rzecz najmniejszą oburkiwać i którego przeto na okręcie zwano konspiratorem[1].
Był to wszakże spokojny obywatel, ale hipokondryk i boleściom romatyzmów podległy, a który, że wiedział, iż go za konspiratora uważano, nie tłumaczył się z zarzutu tego, aby przeto na siebie tem więcej podejrzeń nie sprowadzić.
Korespondent jednego z bardzo użytecznych dzienników europejskich miał wyraźnie na oku postać ową w szal szkocki do pół oblicza osłoniętą, a majtkowie nieraz znakami masońskiemi[2] milczącego obywatela pozdrawiali.
Ściśle rzecz biorąc, burza była zaledwo tyleż burzą, ile ów o zbrodnię stanu posądzany podróżnik był tem, za co go brano. Są albowiem zawichrzenia morskie, które zdawałoby się, że ku temu tylko istnieją, aby świeżo zapoznanym z tego rodzaju podróżą gościom zadowolenie sprawić.
Kapitan się nie ruszał z wielkiego salonu, gdzie grał w szachy z tłumaczem ambasadorów dzikiego książątka i żuł cicho amerykański tytuń, żółty jak złoto.
Po przestanku niewielkim rozświeciło się powietrze i wielka jakoby błogość napełniła je wiosennem tchnieniem, a na ogromnej przestrzeni fal ruchomych i pianami białemi grzbiety swoje giętkie rysujących położyła się ogromna tęcza, która dla niezmiernego wody obszaru nie dostawała prawie niebios, ale raczej podobną była do ukośnie wspartego gotyckiego okna, poza którego szybami trójbarwnemi widać było każdą z fal, i widać było wszystkie fale, coraz drobniej łamane, aż do nieustannie ruchomych a ostatecznych kresów widnokręgu.
Że zaś na okręcie każdym są osoby, które dopiero zjawisko jakie rzadkie wywołuje z ich kabin, albo które, i owszem, wtedy jedynie na pokładzie pokazywać się lubią, kiedy domyślać się można, że jest pusty, miałem przeto sposobność zauważyć, iż płynęliśmy w towarzystwie katolickiego księdza misjonarza tudzież kilku zakonnic, na dalekie świata krańce nieść mających służby swoje, miłość i pokorę.
Ci jednak podróżnicy, ażeby suknią kapucyńską i szatami wyłącznych krojów nie wzbudzać śmiechu, bardzo rzadko się na Cywilizacji pokładzie pokazywali.
Tęcza nikła powoli, a okręt nasz wielkiemi swemi kołami na dwie strony odpychał góry ogromne tych fal czarnych, które nieraz od najwyższych okrętu żaglowego masztów wynioślejsze bywają i zwiastują pośredni, że nazwałbym, osiowy, pas oceanu. —
Emigrant niejaki — zacny człowiek — i podróżnik jeden uczony, który wyłącznie archeologją się zatrudniał, zbliżyli się do ławy, którą z przyjacielem moim zajmowałem, ale ten, którego zwano konspiratorem, uprzedził ich gestem pogardliwym, okazując, iż wystarczającego miejsca nie było.
Zdarzenie to, acz małe, byłoby mi wcale nieprzyjemne, gdyby nie poszło za niem pośpieszne przyjaciela mego ostrzeżenie, który, wszystkich podróżnych znając, tak do mnie mówił:
— Emigrant ich bardzo szanownym jest człowiekiem i zaiste, że o nim powiedziećby należało, że konsekwentny jest. Cierpiał on długo w Europie i oto poza jej krańce teraz udaje się odpocząć. To zaś go przedewszystkiem zbliża z archeologiem, iż ów pierwszy, będąc rzymianinem, chce nieodzownie Rzymu na stolicę Włoch odrodzonych, archeolog zaś dalej się posuwa, proponując, aby koniecznie stolicą Polski przyszłej była Kruszwica, lub przynajmniej stojąca na Gople wieża mysza. Co zaś do Francji, tą ma rządzić prokonsul rzymski, w monumentalnem Nimes lub Arles[3] obyczajem dawnym konsystujący[4].
— Jedna wszakże rzecz jest szczególniej-