Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/563

Ta strona została przepisana.

Rzeźbiarz, rękę mając na czas tej mowy zatrzymaną, opuścił z narzędziem na krzyż drugi i kilkoma biegłemi ruchy naznaczył ogólne kształty klucza.
Działo się to jakoś magicznie, przez ogólny nakłon pojęć i uczuć, a zupełny brak rozumowanej protestacji[1].
Jednakowoż, gdy rzeźbiarz z ostatniego zstępował schodka, zawoła nagle, do redaktora się zbliżając:
— Ależ to tym sposobem i z tychże względów cała scena chrześcijańska musiałaby odmienić się!...
Redaktor biorąc ku sobie jakby na świadki guwernera, z uśmiechem i niecierpliwością rzecze:
— Czy ta grupa jest dziełem historycznem?... Czy za Domicjana nie zaś za Nerona[2] ta scena dzieje się? Czy to są portrety męczennika X. i męczennicy X?... Jużci że nie! Toć nie idzie o osobistości, lecz o dramę.
Ku czemu guwerner doda:
— Jeden scientyficzniejszy rzut oka zdolny jest wszystko wytłumaczyć. To mogą być wcale nie chrześcijanie, rzuceni lwom, to może przedstawiać właśnie że walkę, właśnie że poświęcenie, właśnie że zasługę! Właśnie że to wszystko, czego artysta tak wdzięcznie w tej pracy poszukiwał, co uprawia, i na co publiczność oczekuje.
Zapluty nieco mówca otarł usta, gdy rzeźbiarz ścisnął ręce obu.
Atoli śpiewak, młody turysta i malarz, zwyczaj mając unikania wszelkich dyskusyj (jako rzeczy próżno głowę kłopoczących), cofnęli się z pracowni cicho i grzecznie.
Charcica, która wychodzących ze zwykłym jej i miejscu odprowadzała ceremonjałem, dała się nagle słyszeć w korytarzu srebrnym dźwiękiem szczekania... Rzeźbiarz rzucił znak redaktorowi i nam, że odczytuje z głosu psa, o co idzie.
A wtem otworzyły się drzwi i wszedł jegomość miernego wzrostu, w niskim kapeluszu szarym i w szarym ubiorze bardzo świeżym, w białej arcystarannej chustce i kamizelce, z pod której gruby złoty łańcuch rzucał na brzuch kluczyki i pieczątki z drogich kamieni.
Był to Amerykanin, korespondent wielkiego monitora Stanów Zjednoczonych.
Pozdrowił redaktora po koleżeńsku, zamienił z rzeźbiarzem ukłony i, komplementu gest względem nas wypełniwszy, prosto do grupy zbliżył się.
Chwilkę patrzył szarem i głębokiem okiem, odgarniając na tył głowy kapelusz z czoła i obejmując i gładząc rudawą brodę, która przy ogolonych wąsach tem bujniejszą się wydawała.
— Życzę mieć szczegółowe wytłumaczenie figur — rzekł do redaktora i rzeźbiarza, który naraz półkrokiem się w tył cofnął, ażeby pierwszego głosu nie zabierać.
— Jest to... jako się nadmieniło było... — rzekł redaktor — jest to patetyczna scena z tragedji życia człowieczego... mężczyzna wyobraża tę energję czynu, która pracę poczyna... kobieta swój udział w niej zaleca...
— I ona — Amerykanin przerwie — zdaje się, że klucz trzyma w ręku, gdy niżej widzę — (i tu wskazał bryłę gliny, na lwa przeznaczoną) — widzę kufer... ta więc kobieta wyobraża Oszczędność?... Mężczyzny energja zapowiada być bardzo piękną i stosowną! — — Mnie się wydaje, że przy kufrze należałoby dać widzieć narzędzia rolnicze i rękodzielne... Tak, jak jest, bryła niższa więcej wygląda na jakie śpiące zwierzę, niż szkatułę!...
Rzeźbiarz, zbliżywszy się do grupy, naznaczył kształt sierpa i dwa boki kufra, gdy Amerykanin, raz jeszcze obszedłszy dokoła całość rzeczy, zawoła:
— Jaśniej okazanej i piękniejszej myśli dawno nie napotkałem... Grupa wyobraża Kapitalizację w sposób i wyrozumowany i przystępny... Na dzień obecny, stosownie do stopnia, do którego posuniętą jest praca, mniemam, że będzie wystarczającem, gdy kolega redaktor zechce na mojej karcie nakreślić...
Tu oddał swą kartę redaktorowi, zabierającemu się skrzętnie do pisania, i dalej mówił:
— co następuje:

«Izaak, Edgar Midlebank-junior u dostojnego rzeźbiarza *** zamawia grupę, przedstawiającą Kapitalizację, a która ma być z marmuru białego, bez plamy i skazy, wykonaną — i nie o wiele przechodzić ceną swoją 15.000 dolarów».

— Czy tak jest godziwem? — zapytał Amerykanin, ku czemu rzeźbiarz swoją kartę redaktorowi nasunął, a ten skreślił:

«Rzeźbiarz *** podejmuje się wykonać grupę (Kapitalizację) z marmuru białego,

  1. protestacja (łac.) — sprzeciwienie się.
  2. Za panowania L. D. Nerona (54—68) i T. Fl. Domicjana (81—96) były prześladowania chrześcijan najsroższe.