Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/569

Ta strona została przepisana.

Czyliż więc można było rozważniej uczynić, jak nie prezentować osobistości takowej w salonie, lecz w loży teatru? Alić, tak postąpiwszy roztropnie, czy mogłem był przewidzieć, że zajdzie to właśnie wtedy, gdy publiczność upodobała sobie była rzucać artyście kwiaty?...
Lub czy jasnowidzieć kto mógł, że Róża P. mieć będzie różę w zbyt bujnych włosach swoich, które nie znoszą upiększeń, że róża ta upadnie, po ramieniu jej się stoczywszy, i że odemnie bliżej stojący, bo prezentowany właśnie, skrzypek uważać pośpieszy kwiat ów za sobie przynależny, jak onego wieczora wszystkie upadłe kwiaty? Że więc w sposób doraźny i piorunny (jak to niekiedy wydarza się) zajdzie z tego między Oskarem a Różą, nie powiem, sprzeczka, lecz jedno z tych nieporozumień, w których im mniej idzie o rzecz, tem są ważniejszemi!...
Nie o samą albowiem róże szło tym dwóm osobom, musiało być i coś innego pomiędzy niemi jeszcze pierwej, kiedy się ani widzieli byli, ani znali... Jeżeli wszelako tak się dziwnie wyrazić można w treści, żadnej pretensji niemającej do ścisłości i jasności scientyficznej.
Ledwo albowiem nieporozumienie o różę doszło do zobopólnej pogody, jużci o mało co fjolek nie zagaił czegoś podobnego, to zaś gdy koiło się, kwiat płomienisty granatu wyraźnie podniósł nową sprzeczkę, i zdarzyło się nawet w okolicznych wycieczkach, że gwoździki dzikie, że bławatek, że blade i poziome powoje polne i malenieczkie bezimienne (dla profanów) roślinki stawały się powodem lub bodźcem kontrowersyj...[1]
Motyl jedynie, i to biały, zwykły motyl, wszędzie się tułający, przelatując w oknie nad warkoczem Róży i Oskara skronią, wiedzieć mógłby był bliższe przyczyny i odgadywać cele sprawy, tak mało wyjaśnionej.
Ja nie wiem, ani wiedzieć o tem będę się starał, czyli podobieństwem jest, ażeby z nas który mógł być dla kobiety powiernikiem; lecz, że zakochanego mężczyzny powiernikiem bywa się i zmuszonym się zdarza bywać, to wiem... ach, przez bardzo wiele nocy, niedospanych niezasłużenie i bezwinnie.
Parę razy w tygodniu o godzinie, późniejszej od późnych, czyli, kiedy już salony opuszczano, otwierały się u mnie drzwi, wnikał Oskar mistycznym swoim krokiem, frak zrzucał i krawatę białą, klękał przy łożu mojem, głowę ku kolanom moim w posłanie zatapiał, mówiąc: — «...Ach, ty jeden zrozumiesz to... nieprawdaż?»
Utaiwszy ziewanie końcem kołdry, wtórzyłem: «Ach!...»
— «Nieprawdaż?» powtarzał Oskar.
Odpowiadałem, rozklejając powieki: «Prawda».
— «Atoli jak zrozumiałbyś ten szczególik mały, który dziś zaszedł, — bo tobie jednemu wszystko opowiedzieć muszę...»
— «Dziś» — odpowiedziałem i zadmuchnąłem świecę, widząc, że już białe tęcze brzasku migały po ścianach.
A Oskar dalej:
«Skracam opowiadanie», — zegar bił właśnie trzecią z północy — «skracam, bo może już być troszkę późno... Wyobraź sobie, że ów hrabia X, podróżnik (do którego nie miałem nigdy szczególnej sympatji), właśnie gdy siedziałem przy Niej — a wiesz przy kim — podniósł w rozmowie, iż tanecznice egipskie zawodzą taniec i dokonywają takowego na jednem miejscu... To zaś gdy on mówił, panna Róża podniosła się i przeszła zwolna ku oknu, gdzie niestaranny zwój firanki obejmał natrętnie gałązki jakiegoś kwiatu, poprawiła ów fałd nieharmonijny i na opuszczone wróciła miejsce... Cóż pomyśliłbyś o tem i jak dawałoby się to zrozumiewać? Mów, zmiłuj się... Ale czy nie zasypiałeś może cokolwiek?...»
— «Gdzież tam cokolwiek!» rzekłem, «byłbym dobrze już spał, lecz myślę...» i, obwijając się zbrojnie kołdrami ku zupełnemu zaśnięciu, mówiłem: — «Myślę, że, gdyby wiedziało się... mój drogi!... jak ten niestaranny fałd firanki był zawiniętym, — gdyby?! gdyby!» — mówiłem i zarzucałem na głowę fałd kołdry... — «ale, tego zapewne nie uważywszy, każesz mi teraz zgadywać i nie zostawujesz nawet czasu na wnijście w siebie, na głębsze, ciche rozmyślenie...» — a domawiając słów tych, obróciłem się do ściany i zasnąłem jak kamień.
Wszelako nietylko przy samym błędnym księżycowym blasku podobne spowiedzie miewały miejsce, o południowem albowiem realnem świetle bywa, że spotykam znów obok przemykający biały kapelusz z krepą żałobną — jużci to Oskar, z pudełkiem skrzypiec na lekcje gdzieś śpieszący.

— «Ach, właśnie że o tobie myśliłem, racz oczekiwać mię wieczorem jutro...

  1. kontrowersja (łac.), sprzeciw, spór.