I może palcem przecierał powieki,
Jak przebudzony mąż z ziemi dalekiéj.
Lecz to z granitu bryłą tenby zrobił,
A inny z tęczy kolorem na ścianie,
A inny drzewaby tak usposobił,
Żeby się dłońmi splotły w rusztowanie,
A jeszcze inny głosuby kolumnę,
Rzucając w psalmy akordów rozumne,
Porozpowijał, jak rzecz zmartwychwstałą,
Co się zachwyca w niebo. Szłaby dusza
Tam, tam, a płótno nadółby spadało,
Jako jesienny liść, gdy dojrzy grusza.
Więc stądto, stąd i słuchacz i widz jest artystą,
Lecz prymem[1] ten, a owy niezbędnym chórzystą;
Więc stąd chórzysta w innej prymem jest operze,
A prym chórzystą-widzem w nieswej atmosferze;
I tak się śpiewa ona pieśń miłości dawna,
Nieznana raz, to znowu sławna i przesławna...
............
I dość: niech «słuchacz w duszy swej dośpiewa!»
To w niebo tak, a w ziemię jak się pieśń przelewa.
Praktycznym wam i sobie, ilem jest praktykiem,
Opowiem. Jak kamienie krągłe, za strumykiem
Kształcone falą, tak jest za pieśnią i praca,
A praca — toć największa praktyczność na świecie.
Tu człeka znów wiecznego zapytam, bo wieczny,
Bo prawdę mówi, kłamać nie może, jak dziecię,
Od pychy sław pancerzem historji bezpieczny.
Więc, jak o pięknem, teraz powiedz mi o pracy?
Prometej Adam wstał, na rękach z ziemi
Podnosząc się, i mówić zacznie tak: Próżniacy!
Próżniacy wy, ciekawość siły wam zatrwoży,
Gdy, jak o pięknem rzekłem, że jest profil[2] boży,
Przez grzech stracony, nawet w nas, profilu cieniach,
I mało gdzie i w rzadkich odczuwam sumieniach,
Tak i o pracy powiem, że zguby szukaniem,
Dla której pieśń ustawnem się nawoływaniem.
Więc szukał Ind, nurtując granit z lampą w dłoni,
I znalazł to, z czem szukał; szukał Pers w pogoni,
I dognał to, czem gonił; szukał Egipt w Nilu
I złowił to, czem łowił; toż Grek, i Etruski,
I świata pan, Rzymianin, i Part z koniem w łuski,
I różny inny mąż, których jest tylu!
A teraz wróćcie do waszej rozmowy
O sztukach pięknych i pieśni ludowej,
A teraz wróćcie do wyobrażenia,
Że jest rozrywką znudzonej materji
Odcedzać światło i czyścić półcienia,
Z bezkolorowej wskrzeszając Syberji
Pozatracane boskości wspomnienia;
Że piękno to jest, co się wam podoba
Przez samolubstwo czasu lub koterji,
Aż zobaczycie, że druga osoba
Piękna, że dobro też zsamolubnieje
I na wygodno koniecznie zdrobnieje,
I wnet za ciasnym będzie glob dla ludzi,
Aż jaki piorun rozedrze zasłonę,
Aż jaki wicher na nowo rozbudzi,
Aż jakie fale zatętnią czerwone!
Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,
Bo piękno nato jest, by zachwycało
Do pracy — praca, by się zmartwychwstało.
I stąd największym prosty lud poetą,
Co nuci z dłońmi ziemią bronzowemi,
A wieszcz perjodem pieśni i profetą[3],
Odlatującym z pieśniami od ziemi.
I stąd największym prosty lud muzykiem,
Lecz muzyk jego płomiennym językiem.
I stąd najlepszym Cezar historykiem,
Który dyktował z konia, nie przy biurze,
I Michał-Anioł, co kuł sam w marmurze.
Pieśń a praktyczność — jedno, zaręczone,
Jak mąż i dziewka, w obliczu wieczności.
Zepsułeś sztukę, to zepsułeś żonę,
I narobiłeś intryg tej ludzkości,