dą, że nie miała dosyć jeszcze czasu, aby wyrobić dla swych zwolenników stanowisko w społeczeństwie? Nie — zaprawdę. Pytania te są ważne choćby dlatego, że nigdy dotknięte nie były. Spójrzmy w przeszłość.
U ludu izraelskiego, od którego poczynam, gdyż chronologja i archeologja społeczna nie poczyna się pierwej, poeta miał zupełnie jasne i społeczne stanowisko; urząd i godność jego odpowiadały owdzie temu, co dziś nazywamy «sędzią przysięgłym»; prorok nie był przypadkowym — lud, urząd, i królowie, wiedzieli, co jest prorok, owszem, to było właśnie piękne i wielkie, że osobistość tylko proroka mogła ulegać krytyce, że, powiedziałbym, wątpić można było, czy ten i ów jest prorokiem prawdziwym, nie wątpiąc wcale, że prorok jest, co jest i jakie jego stanowisko.
U Greków poeta orfeiczny[1] wielce do proroka izraelskiego podobny, dramatyczny, to kapłan, albowiem ołtarz jest przed sceną — bohaterski zaś, to znów historyk, albo muzyki wojennej przewódzca. Ci, co z Koryntu do Rzymu z kapitulacja miasta wysłani byli, to już oratorowie, nie poeci; poeta do tak praktycznej misji nie byłby zdolny! Proza historyczna, oratorstwo i dyplomacja u Greków zaczęły się dopiero pod koniec ich istnienia, gdyż historja Grecji na epopei się raczej opierała. U Rzymian dopiero, których misja była najmniej wyłączną, najmniej, że tak powiem, rzymską, gdyż na cały świat się rozlewała, poeci przechodzą już na stanowisko wyłącznie literackie. W miarę zaś, jak do objawienia się zbliżamy, prawdziwi poeci milkną, albo są to już pedagogowie, nauczyciele i klienci, co bez Mecenasów[2] się obejść nie mogą z powodu że ich stanowisko społeczne jest wątpliwe, Horacy pisze wierszem sztukę wierszowania. Od tego więc czasu pieśń na samą siebie się obejrzała i ujmuje swoje prawa w formę — i odtąd to aż do Tyberjusza wszelka praca intuitywna ucicha; Sybille zaczynają przestawać mówić — jest to godzina, w której na krańcach państwa rzymskiego przechadza się Słowo wcielone z uczniami swymi. Niemniej, za czasów Nerona, to jest współcześnie do pierwszego prześladowania chrześcijan rodzi się Plutarch, a ten za rzecz niezbędną uważa upowszechnienie już rozprawy swojej, prawie akademickiej, o zasadzie pojmowania poetów i o sposobie ich czytania. Tak dalece nie tyle już tworzenie, ile z utworów korzystanie obowiązuje. Egipt zostawiłem na boku — o jego poezji nie wiemy nic; jest to dom niewoli, naród w którym martwa symbolika pożarła wszystko. Gdyby się tam poeta zjawił był, to nie mógłby być kto inny, jak Mojżesz — lecz ten egipskie tylko mleko ssał, ale przez krew i ducha do Izraela należy.
Dlaczegóż socjalna godność poety upada i korony poetyckie zlatują w miarę, jak ku godzinie objawienia się zbliża, i dlaczego na pole literackie poezja przechodzi? Tajemnica tego bardzo jasna: kapłanowie nadziei nie mieli już co robić u betleemskiego żłobu. Nadzieja wszelako odsłoniła nam przez to samo opony i pokazała pierwociny całokształtu architektury swojej, objawiła się niejako i stała się jedna z trzech cnót, gdy pierwej była jedyną. Gdzież więc ci kapłanowie nadziei od chwili, w której spełnia się na ołtarzu święta ofiara, od czasów pomiędzy Horacym a Plutarchem, od chwili, w której poeta nie chrześcijański z kartek sibilijskich spisuje proroctwo, że się narodzi syn z dziewicy, który będzie królem wieków, od czasów, kiedy i druidy w Gallji dzikiej na kamieniach wnijścia do świątyni kładli napis «Virgini pariturae»[3], od chwili w której Sybille przestają mówić. Gdzież więc, mówię, ci kapłanowie odchodzą Oto odchodzą oni poza niedziele tej nadziei, oto odchodzą w dnie jej powszednie i robocze, albowiem dla człowieka pojedyńczego nadzieja jest już spełniona, ale dla człowieka zbiorowego, narodu i narodowości poczynającej się, spełnienia nie było. Tam więc oni odchodzą, a przeto urzędu swego kapłaństwa nadziei nie składają, który zaś nie poruszył się z miejsca i przy ołtarzu pozostał, ten stawał się świątecznego języka poetą, jak nasz Sarbiewski, gdy tymczasem inni odchodzą witać całość, co jeszcze blasku zbawicielowego nie doznała. Idą na pola gdzie światłość Pańska nie zajaśniała jeszcze, idą do tego, co ma się nazwać ojczyzną, a czego ludy starożytne wcale nie rozumiały, albowiem doskonałość ciał ich zbiorowych nie była w stanie nigdy wytrzymać doskonałości człowieka pojedyńczej — owszem, w wal-