Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/663

Ta strona została przepisana.

samo poczynał sobie w Anglji i, jeżeli sztuk czarodziejskich nie robił, bo nie miał do czynienia z magami onej potęgi, to retoryka jego, którą z ciemięzcami walczył jest ową magją, niczem innem, a nawet powiem, że w budowaniu form swoich nie wyszła zinąd. O’Connelowi tylko nie było dano damy swojej dokończyć, co znaczy, że ma ona na szerszy horyzont wzróść. Takie jest wytłumaczenie Szamana. Na tem zaś tle krańcowem obowiązuje ta laska Mojżeszowa i ten miecz, o którym mówimy: powiedziałbym, dlaczego u Anhellego Szaman istni w sobie Mojżesza, gdzie koniec toku dziejów — i dlaczego Kardynał i u Zygmunta w proroctwie jego współcześnie istni w sobie Jana Ś., przyjaciela zbawicielowego (ale to są ciemne rzeczy i nie mamy czasu na wszystko!). Walenrodyzm jest to romantyczna powiastka i niezupełna jeszcze pochew miecza tego. Mickiewicz miał prawo mówić: walenrodyzm, ja mówię: winkelrydyzm. — O trzeciej postaci, o Eloe, także sam poeta mówi, skąd się poczęła i co znaczy, a my, ponieważ od początku kursu nie chcieliśmy nic od siebie narzucać i teraz też na słowach autora najwierniej opierać się będziemy. «Urodziła się ze łzy Chrystusowej na Golgocie, z tej łzy, która była wylana nad narodami». — Tak mówi Juljusz, a my tłumaczyliśmy w rzeczy rozejścia się poetów od ołtarza, że słowo ojczyzna rodzi się właściwie i stanowczo z chrześcijańskiej potęgi. Poeta dodaje, że Eloe zgrzeszyła, ulitowawszy się nad męką ciemnych «cherubinów i umiłowała jednego z nich i poleciała za nim w ciemność» — a myśmy mówili o Byronie i o licencjach nawet epopei i rozświecaliśmy całe pole narodowości, niestety, krańcami obszaru swego graniczyć mogące z nieuniknionym a względnym fałszem. Zło albowiem, przez litość wielką popełnione na politycznem polu, jest to uwzględniona owocami swemi i ofiarą indywidualności licencja poetyczna. Która, jakkolwiek na widnokrąg historji nowo narodzoną i bez oczyszczenia wprowadza postać, grzechem jest przecież epopei, ależ grzechem ciała zbiorowego, które nie może być odrazu doskonałem. Wiele jest w «Anhellim» scen na tej przedewszystkiem opartych myśli; wychodzi tam i ksiądz, który do miecza porwał się i dosiadł konia, wołając: «Za ojczyznę!» i biskup, który przeto, księdza tego święty bunt sądząc, nie może wszakże zdjąć zeń kapłaństwa — pastorał z rąk mu wypada przed klątwą, z ust mającą wyjść — i inni... O osobie nawet, lubo podrzędnej, Ellenai powiada Juljusz, że była zbrodniarką, na Syberję zesłaną, a jednak koniec jej życia wieńczy pocieszającym i poezją wonnym cudem, jakby zerwany koniec srebrnego pasma, przetykanego kwiatami z życia jakiej średniowiecznej świętej. Sceny zaś tej zbrodni, która jest świętą, występku, który jest obowiązkiem, sceny konieczności są właśnie że genjalnym obrazem kończyn. Tam zbrodniarka jest już przez niebo kanonizowana, tam kościół wojujący przez kościół tryumfujący wyręczan bywa i zastępowan. Zły ksiądz jest dobrym, niewinność jest zbrodnią — tam wszystko się przesila — śmierć jest życiem, bo tam jest już polarny zamierzch cywilizacji narodowej! Dla tych to samych przyczyn powtarza się i w przedśmiertnej scenie Anhellego, legenda o aniołach, do Piasta posłanych, tak, jak w łunie zachodu są też blaski do wschodu podobne, i tak, jak ostatni władca Rzymu nazywa się Romulus Augustulus, bo pierwszy Romulusem był. Widzimy więc bez naciągania, że zadaniem poety było po szczególe uprzytomnić narodowi biegun zamierzchu cywilizacji jego. Jest w «Anhellim» jeszcze jedna scena, nie sybirska wcale, albowiem wchodzą do niej trzy partje polityczne, krzyżujące trzech bladych ludzi w czerwoności zorzy polarnej. Ukrzyżowanie to objaśnień żadnych nie potrzebuje, bo ukrzyżowań takich (bez żadnych metafor) było i będzie niezmiernie wiele, niezmiernie wiele na wszelkich polarnych zamierzchu punktach! Wszędzie, gdzie jednostronności tak się rozeprą łokciami rubasznemi, że aż tło, na którem rysują się postacie, popęka, to chociażby na płótnie tła owego wymalowane były osioł, żaba i kozioł, zawszeć będzie za takiem płótnem krzyż drewniany i tablice obrazu utwierdzający, który z za porozdzieranych nici wyjrzy.
Otóż całe sprawozdanie moje o «Anhellim», ale nie moja rzecz jest mówić tak, jak się mówi z katedr literackich, albowiem pytanie jest, czyli godzi się przeczystą łzę narodu podnosić na widok nato i nato tylko, aby ją mierzono, i ważono? Katedry nie są dzisiaj w celu, aby testamenta pieśni ojczystej narodu otwierać, ale raczej ku temu, aby nauczać gramatyki i, że tak powiem, samej kaligrafji sztuki.
Błędne jest też mniemanie (jeżeli je wiernie w pamięci zatrzymałem), objawione przez doktora filozofji Klaczkę, że