Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/669

Ta strona została przepisana.

lako, aby wpierw cała ta część miasta przebudowaną została i aby tamże, nie gdzie indziej, wśród ogromnego Paryża stał gmach, w którym «Irydjona» autor skonał. Wiersze, do których w tragedji odnosi się ten wypadek, są następne: «O, patrz, zabity brat na piersiach mi śpi! — Czy rozciąć łańcuch między wami dwoma? — Nie rusz łańcucha! — Gdzie stos dla umarłych? — Masz zgliszcze — burza zgasiła pochodnie». Kończąc czytać te wiersze i wiedząc, jakiego to wypadków składu trzeba było, aby się te rzeczy z sobą powiązały, chce się powiedzieć słowo: Amen. Co wszelako piękniejsza, to, że do tego brata w pieśni, kiedy mu to pojęcia obywatelskie nakazały, nie wahał się Juljusz tak piorunową rzecz napisać, jak ów «Wiersz do autora Psalmów» — chciał go on nawet spalić potem, ale obecny temu Pan Edmund Chojecki[1] z ognia rękopism wyrwał i w Lipsku wydał. Polityczna osoba Juljusza wierna była klejnotom republikańskiej przeszłości naszej wedle świecznika konfederacji barskiej; co do przyszłości, szedł on promieniem krzyża prosto i śmiało: widoczne to jest w liście, pisanym do księcia A. C.[2]. — W liście do emigracji widzimy go niemniej proszącego o pamiętanie, że nietylko stanowcze wypadki, ale i ciągłość idei zbawia społeczeństwo, z normalności swojej wytrącone. Gdy religijność, źle przetrawiona, i jednostronne stanu naszego pojmowanie narobiły rozdarć tyle, Słowacki nie uległ czasu elementom i widzimy go do instancji najwyższej, bo do grobu Zbawiciela, boleści swoje i kielich swój zanoszącego. Kiedy był czas, że chciano Korab Piotrowy zastąpić balonem, steru jeszcze nie mającym, Juljusz od tej reformy na narodowej drodze się odsunął i w «Beniowskim», robiąc aluzję do na nadniemeńskiego wieszcza, tak się odzywa, rzekę swoją rodzimą na świadki biorąc:

Ty także sławna, że fal twoich gwary
Jakoby z Niemnem w olbrzymiej rozterce
Gadają. — Tyś zmusiła Niemen stary
Wyznać, żem wielki, że w sławę płyniemy —
Lecz rzekł: «Niech idzie tam, gdzie my idziemy!»
Ha! hal Mój wieszczu! Gdzież to wy idziecie?
Jaka wam służy, gdzie portowa wieża?
Lub w Słowiańszczyźnie bez echa toniecie
Lub na koronę potrójną papieża
Rzucacie wgórę podniesione śmiecie[3].
Znam porty wasze — znam i znam wybrzeża.
Nie pójdę z wami i t. d.

Tak się to określa na wsze strony narodowy jego republikanizm z ducha. —

Po obrazie tym polityczno-socjalnym stanowiska poety, na straży swojej stojącego, przechodzimy do języka wogóle. Na posiedzeniu pierwszem widzieliśmy, że przed zaświtem na narodowości poeci, rozpocząwszy języków nowych tworzenie, nie przestali być wieszczymi, owszem, same językowe ich prace, intuitywnego natchnienia potrzebujące, słusznie tego domyślać się każą; w pracy tej dla przyszłości, oczywista, iż wieszczymi byli. To objaśnia nam mnóstwo następstw, a mianowicie tłumaczy ten fenomen, że wszyscy poeci, postępu nieco przynoszący, zarówno w rozbracie ze społeczeństwem swem bywali; jakże albowiem, posuwając społeczeństwo w przyszłość i język uczuć przyszłych mu przynosząc, porozumiewać się jasno z obecnością? Jakże można swobodnie rozmawiać z ludźmi, których język się tworzy? Nie jestże to tak, jak gdyby kto zdawkową monetą płacił wtedy, kiedy ta jeszcze od stempla oderwać się nie może, albo gdy jest gorąca i do czerwoności rozpalona? Ale, kiedy poeci najbardziej nad jej utworzeniem pracujący, doraźnie ze społeczeństwem współczesnem pogodzić się nie mogą, za coby znowu mieć przyszło tych poczciwców, którzyby woleli, aby monety owej, parabolicznie określonej, wcale nie było, lub którzyby trudności jej tworzenia znać nie chcieli. Nie byliżby podobni do wdziękoszów, którzy przeglądają się w zwierciadłach, merkurjuszem[4] od spodu powlekanych, ani wiedząc, iż otrzymywanie tych zwierciadeł febry śmiertelne sprawia? Krytycy tu przedewszystkiem odpowiedzialni są, jeżeli nie przestrzegają bacznie o wzajemnych pracy obowiązkach. Gdyby zatem przyszło całość poetycznej służby Juljusza na tem polu, na polu, mówię, języka, ocenić, zaprawdę że należałoby zgóry wyznać, iż tu on równego sobie niema. Żaden: ani

  1. Chojecki Edmund (1822-1899), powieściopisarz i publicysta emigracyjny.
  2. A. C. — Adama Czartoryskiego.
  3. Wiersze te są zniekształcone — brzmią one:
    Lub na koronę potrójną papieża
    Piorunem myśli podniesione śmiecie
    Gnacie. — Znam wasze porty i wybrzeża,
    Nie pójdę z wami itd.
  4. merkurjusz (łac.), w języku alchemii — rtęć.