I oto takiemu serca odrodzonego mężowi Tradycja w osobie pustelnika daje naprzód klejnotów korony Rzeczypospolitej zrozumienie — kluczem odmyka dawidowym mistyczną pieśń zaczątków sprawy narodu, co w następnych, Homera godnych rysach i wierszach, jest objęte:
...ku ojczystej stronie
Wracali niegdyś od Betleem żłobu
Święci królowie — dwóch magów i Scyta.
— Ów król północny zaszedł w nasze żyta,
Zabłądził w zbożu, jak w lesie, bo zboże
Rosło wysokie, jak las, w kraju Lecha.
Więc, zabłądziwszy, rzekł: «Wyprowadź Boże!»
Aż oto przed nim odkrywa się strzecha
Królewskiej chaty — bo Lech mieszkał w chacie;
Wszedł do niej Scyta i rzekł: «Królu bracie
Idę z Betleem, a gwiazda błękitna
Twoich bławatków ciągle szła przede mną,
Aż tu zawiodła i t. d...
a dalej o klejnotach dziejów Rzeczypospolitej mówi:
...stąd nasza korona.
Zbawiciel niegdyś, wyciągając rączki,
Szedł do niej z Matki zadumanej łona
I ku rubinom podawał się cały,
Jako różyczka, z liścia wychylona,
I wołał: caca!...
Jakoż pięknie to i po cudownemu staje się, iż taki tylko mąż, jak Kirkor, bezpośrednio dojść mógł tradycji wątku, lubo tyle się postaci rozmaitych około królewskiej pustelnika chaty okręca. Ale też to jest człowiek, u którego dziś jest jeszcze historją:
Dzisiaj, (mówi on) odrobić chcę całą pańszczyznę,
A odrobiwszy całą, żyć szczęśliwy
Z drogą małżonką — całą ci ojczyznę
Włożę na barki, a, gdy będziesz dźwigał
Rzeczy i ludzi, to ja się zakopie
W zamku, spokojny... Niechby mi dościgał
Sad owocowy, niechbym małe chłopię,
Dzieciątko może na ręku kołysał —
O to się modlę... Ty mi zaś co roku,
Z tronu do chaty listy będziesz pisał.
Niechaj raz na rok spadnie mi z obłoku
Biały gołąbek i pod skrzydełkami
Przyniesie powieść, pełną tych wielkości,
Co budzą uśmiech i sen pod lipami
Dają smaczniejszy...
A indziej znów do ludu się odzywa ten rycerz, miecz ocierając:
«— O Lachy, ja, nieznany rycerz,
Nie mogę przesławnemu władać narodowi;
Com uczynił, czyniłem nie dla wyniesienia
Głowy mojej — czyniłem to dla szczęścia ludu.
— Jam stworzony do ciszy wiejskiej i prostoty;
Dla mnie za ciężką była nawet godność grafa
I zniżyłem ją szczeblem, pojąwszy w małżeństwo,
Zamiast jakiej królewny, ubogą chłopiankę.
Tą chłopianka wszelako Alina miała być, nie zaś uosobienie parafjańszczyzny w postaci Balladyny, która, słysząc słowa rycerza, ludowi rzeczone, najkolosalniej już w charakterze swoim dramatycznym występuje, bo zapiera się tak ulubionego swego dla malowanego na herbie garnka malin, jako siostry i matki swojej krwawo wyparła się. Rozsądny człowiek powiedziałby, iż błąd jest wielki ze strony tak nieskalanie karmazynowego, jak Kirkor, człowieka łączyć się miłości węzłem z dziewką jakąś w legendowy sposób — prokurator odrzekłby nato, iż kryminalne podstępstwo uwikłało grafa w tę sprawę — tragik zaś ani rozsądnym tylko widzem, ani prokuratorem być nie może. Trudniejsze nad te dwa stanowiska wydzielono jemu od wieków. Urzędnikiem on królestwa, co bywa tylko z tego świata, ale które jest wcale nie z tego.
Felicissima culpa[1] Kirkora jest tylko następstwem usunięcia się tradycyjnych sił od realnego wątku w pustelni zaciszę. Tradycji dość jest odkląć się i wyjść za kulisy, aby przekląć. Gdyby władzy tej tradycja nie miała, władzy, mówię, przez samo usunięcie się swoje, cóżby władzą spirytualną[2] było? Sofoklesowskie «niestety» czyli dzisiejsze «zapóźno» tu się odgrywa:
...Czemu się ten rycerz
Dwudziestą laty pierwej nie urodził?
Byłem na tronie, to kraj cały płodził
Same poczwary: jak niezdatny snycerz,
Który w kamieniach szuka ludzkiej twarzy,
I czyni ludziom podobne kamienie.