Gdziekolwiekbądź wewnętrzne słowo ucierpiało
Szedł potwór, który wietrzył, czy utyło ciało,
Szła niewoli hiena... Już po Salomonie,
A ledwo jutrznia prawdy błysnęła na tronie,
Zewnętrzne bałwochwalstwo znów uciska ducha,
W powietrzu dźwięk daleki, jak kajdan łańcucha,
I świst bicza powózek assyrskiej szarańczy.
Kto słyszy — drży, kto nie śmie słyszeć — gra i tańczy.
Cóż stało się z świętemi wnętrznościami słowa?
Gdzie ład nastroju pierzchnął? — Gdzie słowa budowa?
Gdzie mąż, niewiasta, kapłan? — Gdzie chóry i czeladź?
Źródło — zdroje i puhar — i wiedza, jak przelać?
Sen i jaw, myśl i forma, wygłos i milczenie,
Świętym targnione gwałtem, nurtują sumienie.
Dwunastoletnie dziecię powstawa prorokiem
I senatorów sądzi z zaiskrzonem okiem
Uchodzących... To Daniel!... Jeremias, pachole
Czternastoletnie, z wielką smętnością na czole
Ogląda się — dno czasów widzi, mija pozór,
Grożąc, że niedaleki Nabuchodonozor!...
Brody jeszcze Ezechiel nie ma między jeńce
Spółświęte, umęczony przez spółpotępieńce,
Którzy go popychają w babilońskim tłumie,
«Bądź przystępnym — wołając — kto ciebie zrozumie?»
Najjaśniejszy Izajas przez roku półczwarta
Nagi, postacią ciała, jak pisana karta,
Głosi, by wyczytano z niemej jego twarzy,
Jak ziemię i lud zniszczy tyran i obnaży.
Gest — na literę, ciało swe — na parabolę,
Jęk oddają na wygłos, gdy duchowi — wolę;
A lud twardo im milczy, lub niewczas się kruszy,
Rzekłbyś, że duszy Stwórca chce zwątpić o duszy!
Stan taki Słowa jako swe ogłosi cudy?
Co dokona u siebie, pocznie między ludy?
Tyran rozegna jeńce pod zakresy świata,
Pomiędzy barbarzyńce pójdzie wieść skrzydlata
I księgi się na grecką upowszechnią mowę,
Zatwardziałości ulżą międzynarodowe.
Postęp czekać nie będzie na ochotę człeka,
Przejdzie mimo, niech serce krwawi się i czeka!
Tymczasem wewnątrz chaos ducha tenże samy —
Łamią się wodze, partje, świątynie i bramy.
Patrz, gdzie zawisło Słowo! Dwa stronnictwa zbrojne,
Dwoma obozy stając, znają jeden — wojnę!
Ci i tamci wołają Oniasa proroka,
By, śród których stanąwszy, wziął klątwę z obłoka
I cisnął na przeciwnych... Zatrzymał się starzec,
Pojrzał, przykląkł — i naraz odgadnął, co ma rzec:
«O! Wszechprzytomny! (mówiąc) Ponieważ z tej strony
Są męże Twoi, z tamtej Twój lud uzbrojony.
By krwawił rzecz w rozdarciach jałowych i długich,
Błagam Cię, nie wysłuchaj ni jednych, ni drugich!...»
Tu przemilkł. A pocisków grad z dwóch stron uderzył
I oblicze mu strzaskał, iż go nie uśmierzył.
Koniec słowom!...
Na całym świecie pozostało
Jedno pragnienie wielkie, by Słowo się stało
I aby wiek zakwitnął pojęcia się wzajem.
Czem sprawi się to?... Berłem? Prawem?
Obyczajem? Słowo już swoje wszystkie zyskało potęgi
Od psalmodji wewnętrznej — do mowy i księgi.
Ma pieśń i parabolę, zagadkę, przysłowie,
Dialog, dramę, epos, prawidła w wymowie.
Ma harangę[1] i powieść, wreszcie romans grecki,
Pamflet i panegiryk[2] senatu, szlachecki...
Raz nawet już stanęło u kresu dojrzenia:
Poczuło, że jest także i wolność milczenia,
Nietylko wolność Słowa... Tę zaś nową rację
Lud uwiadomił rzymski przez manifestację
Na Monte-Sacro, idąc w porządku i grozie
Takiej, że epopeja zdziwiła się prozie...
Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/687
Ta strona została przepisana.