Za zło ludzkiego serca... Ta lewica marzeń
Niekoniecznie stąd idzie... Jest ironja zdarzeń,
I jest ironja czasów. Obie się nie rodzą
Z woli serca jednego, ani w jedne godzą.
Prawda, że rząd nie może być palcem wytykan,
Że nie znosi działanie ustawicznych szykan,
I że stworzeniu wstrętną jest języka żywość;
Lecz cóż lepsze? Czy głucha, niema podejrzliwość,
Zimna, jak pian powierzchnia, nim bałwany wstaną?
Podejrzliwość czemże jest? Milczącą szykaną.
Nie! Znam ja coś gorszego nad uśmiechy krzywe,
Nad cynizm, nad ironję: znam serjo fałszywe!
I gdy byłem w Neptuno[1], gdzie łaźnie Nerona:
Wypłukuje z wiszarów fala zapieniona,
Bijąc w takt nieustannie i z wielkim spokojem
Obłamuje mozajki i ciska, jak swojem,
Różnobarwnemi głazy i ciągle je ślini
Pianą, i zaokrągla, i równemi czyni,
I, jak kulami, rzuca ten tyle potężny
Żywioł, jak malec jaki lub kto niedołężny.
A pomyśliłem wtedy, że fałszywe serjo
Ruchem tych fal, że kolor morza jest liberją.
I że to społeczeństwo jakieś niewolnicze
Bawi się tu, więc czyni, co się jego tycze...
I odszedłem od brzegu morskiego...
Nie chciałem
Ironji, ale ona szła, jak cień za ciałem,
I tarzała się w piasku, gdzie stąpiłem nogą,
Jak padalec, stała się obuwia ostrogą,
Choć ani mogłem myśleć o niej, ni myślałem
Tam, gdzie się stokroć łatwiej spotkać z ideałem.
Inny przekląłby morze, jam wielbił te słowa
Psalmu: «Naśmieje się z nich kiedyś sam Jehowa!»
I poznałem, co to jest ironja zrządzenia,
Które nie wyszło z serca ludzkiego ni chcenia.
I spomniałem to serjo fałszywe, okrutne!
Gdy ludzie, prawdę widząc, czczą kłamstwo wierutne,
Niewolniki tych, którzy dzierżą, i zgnębionych,
Nie śmiejący nic stworzyć, pyły form stworzonych,
Służebni zawsze, zawsze żadni.. Czy ich słowo
Przeczy lub twierdzi? Równie krągłe jednakowo,
Bo myśl ich jest tym piaskiem brzegu, który psuje
Formę swoją, tym kształtem, jakim morze pluje,
Pieniąc się i popycha stopą fali białą
Ten proch, jak księgę jaką pustą i zbutwiałą.
Pogardziłbym — i zmilkłbym!
Czy serjo takowe,
Gdy, jak wąż najedzony, oślini ci mowę,
A społeczeństwo jemu więcej, niż przyklaśnie,
Bo przemilczy, lub, w słońce poglądając, zaśnie,
Jak Dulcinea silna, leniwa i czerstwa —
Lub ogół w asocjację[2] zmieni przeniewierstwa,
I między wszystkich rozda po cząstce nałogu,
Żeby się wydać pełnem społeczeństwem Bogu
I okrągłem i całem...
Czy takowe serjo,
Któreby niebo swoją okryło liberją
I zapięło na guzik cynowy księżyca,
Lepsze jest od ironji i pewniej oświeca?
Czy takie serjo, które od wieka do wieka
Zjedna sobie na zimno genjalnego człeka,
A potem go utuczy mową pogrzebową,
I postawi mu grubą figurę bronzową,
Na której ptak wypocznie i bluszcz pójdzie do niej,
— Czy serjo takie wiele czulsze od ironji?...
Wszelako taki ogół, co tak się osklepi,
Nie ironja, nie cynizm wybudują lepiej.
Jedna i drugi, istną nie będąc przyczyną,
Trwają tyle, ile są społeczności winą,
Lecz któż niemi cokolwiek zacnego postawi?
Nikt, choć niemało złego i gorzkiego strawi.
Gdzie przeto całe trzeba sklepienie rozpękać,
Gdzie przeto wolność słowa musi w poród stękać,
Tam, to jest u samego roboty poczęcia,
Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/693
Ta strona została przepisana.