Nie już mocar; to czuli Spartaki i sclavi,
Czuli to nie już mocni, lecz słabi — bo słowo
«Słabi» jest slavi, tylko zmienione wymową.
Słabi — Sklawy — i Sławni — i Słowo: to cała
Jest treść dziejów, jak dziejów oś się obracała!
Gdy do ludów tych cichych, rzewnych, do tych głucho
Pragnących doszło słowo, podjęło je ucho
Do zagonów schylone, co słyszy grzmot wdali —
Słabi — chrobrymi, silni — słabymi się stali —
«Pauperes spiritu», «Mites» «qui lugent»[1] ci Sklawi
Usłyszeli, że dziwny Pan im błogosławi,
Że co haniebnem było, stało się bezgannem,
I że samo pojęcie sławy zwarjowanem!
Do dziś znać, że Słowianin wyglądał, czy wdali
Zorza się jakaś nagle światu nie zapali;
Mag narodów wyzierał gwiazdy nie na niebie,
Lecz w sercu i w goszczeniu i w łamanym chlebie;
Od rdzenia więc stanowczą poruszony erą,
Czuł on słowo, niewiele bawił się literą.
Słowianin też i pisma nie miał, ile wiemy;
Druk już mając, jeszcze go znał kształty gockiemi.
Tak litera mu zawsze była obojętną,
Jakby coś dowolnego, jakby zwierzchnie piętno.
Nigdy podobno onej poważyć nie umiał,
W literaturze mało, mniej w dziejach rozumiał,
Zaś w dogmacie była mu niby nałóg stary
Dziecku, co obudziło się w objęciach wiary.
Błądzą, którzy spółczesne odnoszą warunki
Do niepowrotnej z epok, do epok piastunki,
I nie pomną, że prawdy grom się rozniósł prędzej,
Niżeli dziś u Słowian kurs cudzych pieniędzy.
Przyczyny dwie tę lotną promienność zrządziły,
A każdej dziś niejasne są drogi i siły.
Pierwszą nazwę przyczyną, że wieść roznoszona
Najdoskonalej była w sobie dopełniona;
Drugą zaś, że nietylko Izrael, świat cały
Pragnął, i serca były wyschłe, jako skały,
Chciwe dżdżu. Dzisiaj ledwo ucichła kobiéta,
Która sakrament usty bezplamnemi wita,
Pojąć może pragnienia owe w całym świecie:
Poganin je uczuwał i drujd — mąż i dziecię,
Jak kto mógł... Przyrodzenie, nastrojone w jedno,
Symboliczniło nieraz lada myśl powszednią;
Sen pomagał godzinom jawu, jaw się zlewał
Ze snem przez wieszczą siłę; kamień się spodziewał
I nerw, cisza, i echo... Pod taką to dobę
Sklawus, gdy słowo uczuł, uznał swą osobę,
I że od rdzenia swego opromieniał erą,
Czuł słowo, niekoniecznie się troszcząc literą.
W Chinach jest do dziś zakon, który ma uznane
Za cnotę, żeby świstki szanować pisane,
Podejmując je z pyłu, który wicher miecie,
By się litera marnie nie nurzyła w śmiecie.
Myśl niejedna, u Słowian w niedojrzałym czynie
Spełzła, byłaby książką dojrzałą w Pekinie!...
Dlategoż zawdy Chińczyk ten sam, jako wieczność,
Dla owego — u Słowian luźna niestateczność.
U Chińczyków stąd idzie w rzeczy najdrobniejszej
Staranne dopełnienie, lubo zapał mniejszy;
Prace ich do flamandzkich podobne wyrobów,
Mimo różnicę pojęć i zapas sposobów.
Nieraz się księgozbiory w Polsce podnosiły,
Lecz jak twierdze obronne, nie jak wczesne siły;
Praca litery nigdy nie była jak funkcja,
Ortografja wątpliwa, mętna interpunkcja...
Do dziś terminologia obca lub uboga
(Owoc niedbalstwa głośno składamy na wroga!),
W polemice tak mało formy urobione,
Że trudno jest się różnić, łatwiej zejść na stronę,
I nie mogąc do głębi każdą kwestję zbadać,
- ↑ = (łac.) ubodzy duchem, cisi, ci, którzy się smucą (są błogosławieni). Cytat z kazania Chrystusa na górze.