bie zawierał. Czterdzieści tysięcy talentów w srebrze samem mennicznem zastał, reszty mnogość nieprzeliczoną. Powiadają, iż samej
purpury najprzedniejszej znalazło się pięć tysięcy cetnarów.
Wszedł zatem w ramo królestwo perskie i opanował stołeczne
miasto Persepolis; tam wśród biesiady sam zbytkiem napoju rozmarzony pałac królów zapalił. Spłonął więc gmach ten najwspanialszy w Azyi, a w nim wielkie bogactwa. Postrzegł niebaczność
swoję i płochość mniej przystojnego postępku, kazał natychmiast
pożar gasić; ale już było po czasie, moc ognia pochłonęła gmach ów
wspaniały i dotąd jeszcze, pomimo przeciąg tylu wieków, ostatki
jego zadziwiają ogromnością swoją.
Im bardziej pomnażała się możność Aleksandra, tem szczodrzej
innym dostatków udzielał, co się w wielokrotnych okolicznościach,
zwłaszcza w tym czasie okazało. Aryston, wódz jazdy peońskiej, zabiwszy wodza perskiej jazdy, rzucił głowę jego pod nogi Aleksandra, mówiąc: „U nas za to dają złotą czaszę“ — Ale bez wina — odpowiedział Aleksander — a ja ci ją tak dam i za twoje zdrowie
wypiję“. Drugiego razu, widząc, iż chłop pędząc muła złotem obładowanego, gdy ten ustał, sam z niezmiernem utrudzeniem wór niósł
owego złota i gdy już dalej zdołać ciężarowi nie mógł, rzekł do
niego: „Nie ustawaj w pracy, a zanieś do domu ten wór, który ci
daruję“. Obraził się był na jednego z dworzan; przyjaciele jego
ledwo Aleksandra ułagodzili. Przywoławszy go więc, przyjął do
łaski; ten jak był żartobliwy, rzekł: „A jakąż będę miał przebłagania twojego rękojmią?“ Rozśmiał się Aleksander i kazał mu natychmiast pięć talentów wyliczyć. Te i inne szczodrobliwości jego
nadzwyczajnej skutki wypróżniały skarb, i zdawało się, iż wylany
na uszczęśliwienie innych zapominał o sobie; co bacząc matka jego
Olimpias upominała go wielokrotnie, iżby poprzestał takowej szczodroty. Nie ganię ja tego — pisała mu — iż uszczęśliwiasz przyjaciół i domowników, ale trzeba, iżbyś miarę zachował w darach
twoich i nie równał z sobą tych, nad któremi przełożonym jesteś. Lubo przestrogi wdzięcznie odbierał i dogadzał jej żądaniom, nie
cierpiał jednak tego, iżby się w sprawy publiczne wdawała.
Widząc zbytki niezmierne u domowników, a przeto stygnącą
ochotę do pracy i wstręt na niewczasy, strofował ich o to i razu jednego szeroce im złe skutki rozpieszczonego, w które się wdawali,
życia przekładając, tem rzecz zakończył: „Jeżeli chcecie korzystać
ze skutku prac waszych i zwycięztwo trwałem uczynić, nie naśladujcie zwyciężonych“. Dzielniejszy nad mowę był przykład, który
sam z siebie dawał; zamian tego albowiem, iżby w gnuśności korzystał z tego, co miał; powiększał prace swoję i choć wszystkę zamo-
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/14
Ta strona została przepisana.