moda i Aureliusza, temu jednak tylko dawał dowody przywiązania i szacunku, Kommoda zaś nie wprzód w senacie umieścił, aż póki przez inne stopnie wiodące do tej godności nie przeszedł. Zgoła przez cały ciąg dość długiego panowania żadnej między nim i innemi obywatelami nie było różnicy. Przeciwnym sposobem, lubo się o to ubiegał i owszem zdawał się unikać nadzwyczajnych dla siebie względów, tyle ich jednak doznawał Aureliusz od Antonina, jakby był własnym jego, a nie przysposobionym synem i następcą. Według woli Adryanowej miał pojąć w małżeństwo córkę Lucyusza Wera, a siostrę Kommoda, Kommodus zaś Faustynę, jedyną córkę
Antonina. Pod pozorem, iż jeszcze był małoletni Kommodus, Antonin odmienił takowe rozporządzenie i córkę swoję Aureliuszowi dać
postanowił. Jakoż wkrótce potem przedsięwzięcie to uiścił, a takowe spowinowacenie jeszcze go bardziej do zięcia przywiązało.
Nie przestawał i w dalszych czasach, dawać mu dowodów szacunku i przywiązania, do konsulatu go swego przybrał; i lubo wstręt
miał od zwierzchnich okazałości, dał mu dom w Rzymie wspaniały nad Tybrem, który był niegdyś mieszkaniem Tyberyusza. Wiedząc zaś, jaką miał chęć i przywiązanie do nauki, najsławniejszego z filozofów wówczas żyjących Apolloniusza z Chalcys, miasta Syryi, gdzie mieszkał, do Rzymu sprowadził, iżby mógł z rozmowy jego korzystać. Sam wyznaje w pismach swoich Aureliusz, jak wiele był winien temu mistrzowi, gdy go on namowami swojemi, a dzielniej jeszcze przykładem wiódł i zachęcał do uznania znikomości tych rzeczy, które niebaczni zbyt drogo cenią; przygotował zaś do znoszenia przykrości i niesmaków, bez których się życie ludzkie obejść nie może.
Ten Apolloniusz, któremu tyle się uznawał być winien powolny uczeń, posiadał wprawdzie wiadomość rzeczy, ale to posiadanie złączone było (jak się pospolicie mędrkom trafia) z nieograniczoną dumą, pochodzącą ze zbytniego zaufania w umiejętności swojej. Gdy
go więc na usilne prośby Aureliusza sprowadził Antonin, a stawionemu przed się powiedział, iżby szedł do przyszłego ucznia; odezwał się prostak, iż nie mistrzowi do ucznia, ale uczniowi do mistrza przychodzić należy. Rozśmiał się na to Antonin i rzekł: „Kto mógł
morze przebyć, może mniejszą podróż odprawić“. Szedł więc upokorzony mędrek tam, gdzie mu iść należało, i z wielką radością przyjętym został.
Czuły na stateczne ku sobie przywiązanie syna przysposobionego, na przymioty niepospolite, a rzadszą jeszcze w tym wieku i stanie skromność; nie dawał się jednak zbytecznie ująć takowym względom Antonin; ale rozważając z zwykłą roztropnością, czyli te
pozory nie były skutkiem zwyczajnego dworowi kunsztu, czyli też
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/149
Ta strona została przepisana.