żał się coraz bardziej ku Dunajowi. Że zaś był do boju sposobnym, a przyzwał inne do społeczeństwa, rzecz ta zdała się być dla państwa rzymskiego niebezpieczeństwem tak znacznem, iż po zakończonej wojnie z Partami oświadczył senatowi Aureliusz, że się stawi
na czele wojsk przy granicach dla dania odporu zbliżającym się nieprzyjaciołom; wyraził i to, iż wraz ze wspólnikiem to dzieło przedsięwziąć postanowił. Nie dla pomocy brał z sobą Wera, o którego zupełnej niezdolności był przekonany, zwłaszcza po ostatniej wyprawie; ale chciał go mieć na oku, iżby zostawiony w Rzymie, na złe
tej pory nie używał, a może za radą podobnych sobie, nie powstał przeciw niemu, zwłaszcza iż było do tego podobieństwo.
Gotując się na przyszłą wyprawę, w Akwilei czas zimowy strawili cesarze; wyszli zatem z wojskiem przy porze wiosennej do Pannonii zmierzając, gdzie już gotowych do boju znaleźli Markomanów. Pisarze tamtych wieków nie zostawili dokładnego opisu tej wojny;
pomyślna była dla Rzymian; jeden tylko z namiestników Furyusz Wiktorynus w bitwie od nich pokonany życie utracił. Na usilne żądania zwyciężonych, zawarto z niemi przymierze, a granice państa rzymskiego iżby ubezpieczonemi od najścia dziczy zostały, mocnemi je twierdzami obwarowano.
Po szczęśliwie zakończonej wojnie, w powrocie Werus chorobą nagłą złożony, życia dokonał we trzydziestym dziewiątym roku wieku swego, przez dziewięć lat w spólnictwie piastując najwyższą władzę. Dogodną wielce była ta śmierć Aureliuszowi i urosło podejrzenie, jakby ją przyśpieszył. Ale takowa potwarz nie znalazła wiary u bacznych ludzi; raczej ją przypisywali niektórzy poróżnieniu z Faustyną ztąd, iż miał obwieścić tajemnicę dość podejrzanego społeczeństwa.
Po zawartem przymierzu z upokorzonemi Markomanami zdawało się, iż ten naród, własną szkodą nauczony, nie będzie się śmiał targać na zwycięzcę. To było Rzymian i Aureliusza zaufanie; lecz wprędce doszły wieści, iż jakby nieczuli na przeszłe straty, z większą nierównie niż przedtem siłą, przedarli się przez rzymskie granice i tak im się ten krok pierwiastkowy nad powszechne mniemanie
poszczęścił, iż Windeksa, straż granic mającego, pokonali, a jak przyświadczają tamtejszych czasów pisarze, a między innemi Lucyan, dwadzieścia tysięcy Rzymian na placu legło. Zwycięzcy wstępnym bojem idąc, aż się o Akwileją oparli i byliby zdobyli to trudne i mocne twierdzami miasto, gdyby był sam Aureliusz na pomoc oblężonym nie przybył. Odstąpili na wieść przybycia jego Markomani;
wojna zaś wszczęta trwała przez lat pięć, nim zupełnie pokonanemi nie zostali. Tenże los spotkał sprzymierzone z niemi narody Kwadów i Jazygów, z któremi gdy się przyszło Rzymianom na lodzie
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/154
Ta strona została przepisana.