Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/162

Ta strona została przepisana.

Azdrubalowi zdał rządy hiszpańskich osad z wojskiem dostatecznym; w portach tamtejszych sześćdziesiąt zbrojnych okrętów zostawił.
Opatrzywszy tak kraj własny, jako i inne zdobyte, mając sto tysięcy pieszego żołnierza, jazdy kilkanaście, udał się ku Alpom pirenejskim, które Hiszpanią od Gallii tak, jak i teraz, przedzielały. Nim się jednak tam dostał, sprzyjającym Rzymowi narodom wojnę wydał; te lubo nie bez znacznej straty swojej pokilkakrotnie zwyciężył, twierdze ich zdobyte własnym żołnierzem osadził i w nowo podbitych krainach ku straży pod wodzem Hannonem dwanaście tysięcy wojska zostawił. Odesłał, które mniej zdatnemi sądził, drugie dwanaście tysięcy do domów, przez co lubo osłabił siły swoje, ułatwił sobie dalszy przechód, mniej potrzebując żywności i opatrzenia. Wkroczył zatem do Gallii, nie mając więcej nad pięćdziesiąt tysięcy piechoty, jazdy dziewięć tysięcy; ale ten wybór, złożony z mężnych i doświadczonych wojowników, wyrównywał największej liczbie. Przebycie rzeki Rodanu zatrzymało go nieco, osobliwie gdy słonie, które wiódł z sobą, przezeń przeprawiać przyszło; dokazał jednakże tego, sporządzając niezmiernej wielkości promy. Te gdy darniem okryto, mniemając słonie, iż po ziemi idą, wstępowały na nie bez wstrętu i dopiero tym sposobem dały się na drugą stronę przewieźć; skoczyły niektóre w wodę, żaden jednak z nich nie utonął.
Po wypowiedzeniu wojny słali Rzymianie na czele wojsk przeciw Kartagińcom konsulów; Semproniusz w Sycylii przygotowywał się na przejście do Afryki, Scypion szedł przeciw Annibalowi; ale go ten uprzedził tak śpiesznem postępowaniem, iż gdy mniemał, że go wśród Hiszpanii ledwo znajdzie, z niewymownem zadziwieniem dowiedział się w Marsylii, dokąd się był morzem udał, iż się nad Rodanem znajdował. We trzy dni dopiero tam przybył po przeprawie Annibalowej, a zwątpiwszy, iżby go dognał, zostawił z częścią wojska brata swego, aby szedł dawać odpór pozostałym Kartagińcom; sam zaś siadłszy na okręty pośpieszył do Włoch, aby mógł zajść drogę Annibalowi, gdy przejdzie Alpy. Przebywając je walczył z przyrodzeniem i, jak wieść powszechna niesie, używać musiał octu do kruszenia skał wśród stosów nanieconego ognia rozpalonych. Ustawicznie od tamtejszych mieszkańców nagabany, co krok prawie staczał bitwy z ludem dzikim, strasznym z postaci, sprawnym i szybkim w biegu, po owych niedostępnych przepaściach, które śniegiem i lodem ustawicznie okryte, okropny sprawiały widok. Wypadali z zasadzek, a świadomi najniebezpieczniejszych przepraw, byliby zniszczyli przechodzących, gdyby był Annibal nu szczytach gór, ustanowionych ich siedlisk nie opanował. Dziewiątego dnia tej przykrej i ledwo podobnej do wykonania przeprawy, blizko twierdzy, którą