i bez pocałowania usiędę“. Słowa te zwyczajnym dworów sposobem obrócono w bluźnierstwo i występek stanu, a Kalisten wspaniałość postępku swojego życiem wkrótce przypłacił.
Zostawały jeszcze Indye celem nienasyconej żądzy Aleksandra
i przedsięwziął tam wieść wojsko swoje; ale gdy przyszło do ruszenia się, a widział obóz napełniony niezmierną mnogością bogatych
sprzętów, a zatem osób niepotrzebnych, których ku dowozowi potrzeba było; poranku tego, którego miał ruszać, przyszedł najpierwej do własnych swoich i sam je zapalił. Widząc to inni, jakby na
własną stratę bynajmniej nieczuli, palili co żywo z radosnemi okrzykami powozy i jakby za powszechną zmową obóz cały z niezmiernej
zawady uprzątnionym został.
Nie zbywało Aleksandrowi ku tej wyprawie i na cudach. Odkryto źródło i upewnili dworscy, iż było oliwne; a wieszczbiarze
ztąd wnieśli, iż wszystko Aleksandrowi łatwo pójdzie, jednakże nie
bez pracy; o czem i bez wieszczby można się było domyśleć. Jakoż
wielkich trudów użyło wojsko w tej wyprawie, osobliwie w braku
żywności i złych wielce przeprawach. To, co innych zraża, wzbudziło i zachęciło bardziej Aleksandra. Jeśli więc kiedy dawał dowody wytrzymałej cierpliwości, wówczas najhardziej się w nim wydawała. Nie oszczędzał się bynajmniej i równo z drugiemi znosił
wszystkie niewygody, znaku nawet zwierzchnie nie okazując wstrętu, lub niecierpliwości.
Gdy przyszedł do Nysy, miasta ludnego i obronnego, opasał go
naokoło, czekając iżby się poddali mieszkańcy dobrowolnie. Wysłali wkrótce posłów, domagając się zachowania swobód swoich. Miłe mu to było poselstwo, a widząc na czele poważnego starca, który
miał do niego mowę, wstał z krzesła i prosił, iżby on ile zmordowany na nim usiadł. Zdziwiła uprzejmość takowa posła, nazywającego się Akufis i gdy się pytał Aleksandra: „czegoby po nich żądał?“ „Tego — rzekł — iżby cię obrali panem i rządcą swoim
i przystawili mi w zakład wierności stu prawych mężów“. Uśmiechając się na to starzec rzekł: „Jeżeli chcesz, żebym rządy państwa
objął, weź raczej stu łotrów, bo mi dobrych będzie potrzeba“.
Zbliżał się zatem ku państwom Taksyla, a ten monarcha zaszedłszy drogę tak mówił do niego: „Poco ty chcesz z nami walczyć,
Aleksandrze! chyba masz wolą odjąć nam wodę i pożywienie, o co
każdy człowiek zastawiać się i brać do broni powinien. Żądasz-li bogactw naszych? Jeżeli ich mniej masz, niż my, a przeto chcesz, iżbyśmy ich tobie użyczyli, uczynimy z ochotą. Jeżeliś od nas bogatszy i chcesz co ze swego użyczyć, przyjmiemy z wdzięcznością
dary twoję“. Podobała się wielce takowa otwartość Aleksandrowi:
uściskawszy więc wprzód Taksyla, takową mu dał odpowiedź: „Je-
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/18
Ta strona została przepisana.