Syfaks, który się był z resztą zwyciężonego wojska Kartagińców złączył, także niedaleko rzymskiego obóz swój rozłożył; pod pozorem poselstwa niby to o przymierze; gdy za ich powrotem dowiedział się Scypion o złym dość stanie i nieczułości straży nieprzyjaciół, zszedł niespodziewanie Numidów i, zapaliwszy te, które były na przodzie obozu, namioty, gdy ile przy dość mocnym wietrze niezmierny wszczął się pożar; przelękłych i uciekających do czterdziestu tysięcy w owym tumulcie i zgiełku na placu położył. Syfaks i Azdrubal ledwo życie unieśli, z tych pierwszy o mil osiem ostatki
wojska swojego zebrał, drugi w pobliższem miejscu ledwo schronienie znalazł.
Wzmocnieni posiłkami świeżo przybyłych zaciężnych Gallów Kartagińozycy, zebrali wojsko, ale i to, gdy wyszło w pole, Scypion
zwyciężył. Nie zraził się jednak i własną i tą powtórną klęską Syfaks, i zebrawszy liczne wojsko, gdy się gotował na Rzymiany,
uprzedzili go Leliusz z Massynissą; i lubo się z największą dzielnością bronił, odbieżany od swoich, w niewolą się dostał. Opanował zatem Massynissa Cytrę, stołeczne miasto jego, a gdy w zdobycz przyszła tam pozostała Sofonizba, widok jej tak go zniewolił, iż nie pomniąc na to, że dotąd żyjącego miała męża i najsroższą była Rzymian nieprzyjaciółką, oświadczył jej przywiązanie swoje. Czyli niestatecznością płci swojej dość zwyczajną, czy przymiotami Massynissy, czyli, co podobniejsza, niewygasłym zemsty zapałem uwiedziona, przyjęła rękę zwycięzcy, który wkrótce potem udał się do
Scypiona.
Przyjęty był od niego z radością; ale gdy mu się zwierzył o nowo zaszłym związku; przekładać mu począł Scypion nieprzyzwoitość postępku jego, złe skutki, które ztąd wyniknąć mogą, a ten pewny, iż z szacunkiem przyjaźń rzymską utraci. Słysząc to przerażony i struchlały odchodził prawie od siebie, w srogiej walce zostając między sławą i ocaleniem i tem wszystkiem, co tylko miłość w najwyższym stopniu zdziałać może. Po długim rozmyśle i powtórzonych Scypiona przełożeniach, zwłaszcza iż jej wydania ku odesłaniu do Rzymu koniecznie wymagał, posłał do niej najpoufalszego
z przyjaciół z trucizną, oznaczając rozpacz swoję i ten jedyny sposób uniknienia ostatniej obelgi. Przyjęła z niewzruszoną stałością
dar okropny, a tego tylko żałując, iż nie mogła się zemścić nad nieprzyjaciółmi ojczyzny swojej, bez odrazy wypiła trunek, który jej
życie odjął.
Ostatnia po tylu klęskach nadzieja Kartagińców była w Annibalu, tym, który ich strasznemi Rzymianom nawet uczynił i mógł
jeszcze od niegdyś zwyciężonych wybawić ojczyznę. Powołany do zwrotu, z niewypowiedzianym żalem porzucił Włochy, pamiętne
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/184
Ta strona została przepisana.