i zapewniając, iż nie tylko życia nie utraci syn jej, ale i żadnej kary nie odbierze.
Tyle okazanych względów dla brata za życia ojcowskiego nie zyskały mu jego serca; wzniesienie Tyta poczytując sobie za krzywdę Domicyan, jeszcze bardziej go znienawidził i szukał tylko sposobów, iżby zemście swojej dogodził. Przyszła ona do tego stopnia, iż wzbudzał otwarcie wojsko do buntu; ażeby się zaś stawił na czele rokoszanów, największa była jego usilność, iżby się mógł z Rzymu oddalić. Wiedział o wszystkich jego zamysłach i spiskach przeciw sobie Tytus i choć oczywiste miał dowody zdrady jego, nie mógł jednak tego na sobie przewieść, iżby mu jakimkolwiek sposobem odrazę jakową oznaczył.
Pozór dobra publicznego i bezpieczeństwa namnożył był wielką liczbę szpiegów i oskarżycielów, którzy albo chcąc się podobać monarsze, albo zemścić nad nieprzyjaciółmi, oczerniali obywatelów doniesieniami tajemnemi i częstokroć bywali przyczyną ich zguby. Brzydził się tak podłym ludzi rodzajem Tytus i przystępu im do siebie zabronił. Tak zaś o tem zwykł był mawiać: albo rzecz do mnie się ściąga, albo do moich poprzedników; jeżeli do mnie, niczego się nie boję, bo staram się czynić zadosyć powinności mojej. Poprzednicy zaś, jeżeli są, jak wieść niesie, uczestnikami bóztwa, mają moc większą jeszcze, niżeli ja, mścić się krzywdy swojej. Nie dość jeszcze na tem mając, iż im przystępu nie dał, kazał dochodzić prawnie wszystkich zbrodni, których się dopuścili; mniej winnych z Rzymu wypędzić kazał, tych zaś, którzy na większą karę zasłużyli, wśród igrzysk chłostać i albo jak niewolniki przedawać, albo w dzikich wyspach osadzać kazał.
Chęć dobrze czynienia była niekiedy przyczyną, iż gdy nie mógł zadość uczynić żądaniu proszącego, cieszył go obietnicą, w czem gdy go ostrzegali namiestnicy, iż więcej obiecywał, niżeli uiścić mógł, rzekł „Może się i to zdarzyć, ale jak ma odejść stroskanym ten, kto do mnie przychodzi“. Ztąd poszły owe wiekom pamiętne słowa, gdy sobie w późną noc wśród poufałych przy wieczerzy przypomniał, iż nikogo od poranku nie uszczęśliwił: „Przyjaciele, dzień straciłem“.
Największe, które nad sobą zostawszy jedynowładcą otrzymał, zwycięztwo to było, gdy z dawności przywiązany do królowej Bereniki słodkie i długo trwające porzucił towarzystwo. Jechała ona była umyślnie do Rzymu wkrótce po śmierci Wespazyana; lecz skoro się o jej przyjeździe dowiedział, przekonany u siebie, iż takowe społeczeństwo nie byłoby się podobało Rzymianom, jak już i dawniej byli to oznaczyli, z niezmiernym swoim wspólnie i jej żalem oddalić się jej rozkazał.
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/222
Ta strona została przepisana.