największego dokładał starania, aby stali się godnemi następstwa, osobliwie starszy, któremu zwyczaj zadawniony słał drogę do tronu. Lubo więc kwitnął naówczas sławny nauką i krasomówstwem Temistyus, przeniósł nad niego Arseniusza, mniej wprawdzie, niżeli pierwszy, wsławionego, zaleconego jednak przykładnością obyczajów. Nie zawiódł się w wyborze swoim, a cnotliwy mistrz usprawiedliwił wybranie: a jak był wielce pobożnego życia, skoro zamierzonego celu w ćwiczeniu synów Teodozyusza doszedł i ujrzał z pociechą skutki prac swoich; porzucił dwór i pochlebne dalszego wzrostu nadzieje, poszedł na puszczą i resztę wieku w bogomyślności przepędził.
Naród Grutongów z Ostrogotów pochodzący, od Hunnów znękany, nie mogąc się w pierwiastkowych siedliskach osiedzieć, przykładem innych zachęcony, wkroczył w Tracyą i ten kraj ogniem i mieczem pustoszył. Grozili oni dalszym prowincyom, gdy zaszedł im drogę Promotus, rządca kraju: od tego z przegróżkami wymagali, aby im pozwolił dalszego przejścia. Nie miał on sił dostatecznych, udał się więc do przemysłu. Wybrawszy zaufanych żołnierzy, zmówił się z niemi, ażeby niby zbiegi przeszli do obozu nieprzyjacielskiego, obiecując, iż za powrotem więcej jeszcze z wojska rzymskiego do siebie przyciągną i namówią, aby powstawszy przeciw wodzowi i namiestnikom, w więzach ich do Grutongów przywiedli. Stanęła ugoda za znaczną kwotą pieniężną takowa, iżby skoro dane znaki postrzegą, przeprawiali się jako najśpieszniej przez rzekę, która obozy dzieliła, a Grutongowie, złączywszy się z rokoszanami, wpadli na obóz. Gdy czas umówiony przyszedł, przygotował w jak największej cichości lud swój Promotus i czekał na Grutongi. Ci zaufani w zmowę, pewni zdobyczy, puścili się ku przeprawie na małych czółnach, z których gdy bez porządku wysiadali, w padłszy na nich utajone Rzymianów hufce, nie mających sposobu do ucieczki i oraz przestraszonych zewsząd opasawszy, taką w nich zdziałali klęskę, iż większa część na placu legła, resztę Dunaj pochłonął.
Śpieszył tym czasem uwiadomiony od Promota na pomoc swoim Teodozyusz, i gdy już zwyciężone nieprzyjacioły zastał, na to łożył całą usilność, iżby los nieszczęśliwy pokonanych, ile możności, osłodził. Przywołanych więc do siebie, którzy się ze starszyzny pozostali, łaskawie przyjął i ciesząc się okazał chęć dobrze czynienia, byleby się w obrębach skromności na dalsze czasy zachowali. Uwolnił zabrane więźnie, zdobycz oddał i niedosyć jeszcze na tem mając, dostarczyć żywności jak najobficiej rozkazał i rozmaitemi dary obdarzył. Ujęci i zadziwieni tak wspaniałem, a niespodziewanem postępowaniem, oddali się z czułością w poddaństwo dobroczyń-
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/239
Ta strona została przepisana.