Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/253

Ta strona została przepisana.

rowane, iż nader było ciężko do nich przystąpić, zwłaszcza iż trzeba było przebywać rzekę szeroką i bystrą, która dodawała sposobu oblężeńcom ku przewożeniu żywności.
Mimo przeszkody przeprawił się przez rzekę Konstantyn i obóz pod miastem rozłożył, a gdy oblężeni uczynili wycieczkę, z taką klęską odparci zostali, iż przymuszonym był Rurycyusz kryjomo miasta opuścić, chcąc przynajmniej dać odpór odsieczą. Jakoż zebrał dosyć znaczne wojsko i podemknął się pod obóz w nadziei, iż oblężeni posiłkować go będą, a tak Konstantyn z obu stron otoczonym zostanie. Dorozumiał się tego podstępu wódz niemniej czuły, jak odważny; zostawiwszy więc część swoich w obozie, wyszedł z drugą przeciw nieprzyjaciołom, poraził ich, a gdy Rurycyusz życie utracił, ledwo się niektórzy ucieczką ratowali. Poddała się natychmiast Werona, i równie jak i Turyn ocaloną została; Akwileja i Modena otworzyły bramy, i już spokojny dzierżyciel tych krajów szedł prosto ku Rzymowi, w którym zawarł się Maksencyusz. Nie doznawszy żadnego odporu Konstantyn, obóz nad Tybrem przy moście, zwanym Milvius, rozłożył.
W nieczynnej gnuśności strachem przerażony zostawał wśród Rzymu Maksencyusz, równie się obawiając i zwycięzkiego przeciwnika i mieszkańców, którym jarzmo jego nieznośne było, w wojsku, jednak swojem zaufany, odważył się nakoniec wyniść w pole: z drugiej strony Tybru nie naprzeciw obozu Konstantyna stanął, ale bliżej ku Rzymowi. Że zaś tam mostu nie było, z łodzi naprędce zbudować go kazał i, przezeń przeszedłszy, czekał na nieprzyjacioły.
Stanął przeciw niemu chciwy bitwy Konstantyn, i gdy przyszło do walki, która losem Rzymu władać miała, z taką się żwawością stawili za Maksencyuszem pretoryanie, iż byłyby złamane szyki najbitniejszych Konstantyna wojowników, gdyby sam na czele ich stanąwszy, nie pełnił razem wodza i żołnierza obowiązków. Rzucił się on z niepohamowanym zapałem wśród pretoryańskich hufców, czem wzmożeni i żołnierze i namiestnicy jego przeparli je nakoniec i przymusili do ustąpienia; a gdy je coraz bardziej naglili, zmieszani tłumami cisnęli się na most; ten załamał się pod ciężarem i których oręż nie dosięgnął, pochłonęły wody. W liczbie owej znalazł się sam Maksencyusz, zwłoki jego nazajutrz znaleziono, uciętą głowę na proporzec zatknąć i nieść za sobą zwycięzca rozkazał. Wjazd jego do Rzymu nie był na wzór owych, gdzie króle znękane i więźnie w kajdanach tłumami pędzono. Oprócz głowy znienawidzonego tyrana żaden inny widok oczu nie obrażał; lud zaś cały uwielbiał wesołemi okrzykami wybawiciela swojego. Zwyczaj był, iż zwycięzcy udawali się do świątyni Jowisza w Kapitolium i tam uroczyste oddawali ofiary; nie chciał skazić świętokradzkiemi obrządkami wni-