wewnętrznej jako i zewnętrznej zasadzał, wszystkę usilność na to łożył, iżby sprawiedliwość zachowana była, a rzeczy szły porządnie. Chciał, ile możności, zgody z sąsiadami, ale tak nadarzały okoliczności, iż ustawiczne prawie za jego czasów Ateńczykowie wojny prowadzili, a on po większej części wojska krajowe dowodził. Lubo więc to uczynił przeciw swojej chęci, gdy się jednak w tym stanie widział, wypełniał ścisłe obowiązki, które na niego wkładano. Że był dalekim od wyniosłości, nie zabiegał o urzędy; ale im bardziej od nich stronił, tem częściej je piastować musiał; żeby zaś nie pokazywał wstrętu do spraw publicznych, ile razy żądano usługi jego, nigdy jej nie odmówił.
Wielom to było w podziwieniu, iż nie pochlebiając pospólstwu i owszem sprzeciwiając mu się niekiedy, tak wielkie względy dla
siebie zyskał. Ale lud ateński znał się na wyborze, a gdy przyszło stanowić urzędniki, nie oglądał się na tych, którzy mu dogadzali,
ale wynosił takich, których zdolności ufał. Gdy razu jednego taką z Delfów wieszczbę przyniesiono, iż jeden jest wśród Aten, który się ze zdaniem powszechnem nie zgadza, zabrał wówczas głos Focyon i rzeki „Nie łamcie sobie głowy nad tem, kto jest ten jeden; ja
nim jestem, bo mi się to, co pospolicie działacie, nie podoba“. Drugiego razu gdy miał rzecz do pospólstwa, a wszyscy się dorazu na
to, co mówił, zgodzili, zdziwiony pytał przyjaciół: „czy jakiego głupstwa w mówieniu jego nie postrzegli?“
Gdy był na czele wojska, a żołnierze koniecznie domagali się, aby je wiódł na nieprzyjaciele i dlatego iż zwłóczył bitwę, zwali go bojaźliwym, zniewieściałym; bynajmniej wrzaskiem takowym nieporuszony rzekł: „Jeżeli ja się boję, wy mnie mężnym nie uczynicie,
ani ja was bojaźliwemi, jeśliście mężni; dajmy sobie więc pokój, a niech każdy swojego patrzy“.
Przestrzegał go Demosten, iżby ludowi nie dowierzał, bo w wściekłości swojej, mówił, może cię kiedy życia pozbawić: „A ciebie — odpowiedział — wtenczas, gdy będzie przy rozumie“.
Z takowych mów okazuje się w nim zbyt wielka surowość i ostrość, mniej zgodna ze swobodnym, płochym i do pieszczot przyzwyczajonym ateńskim ludem; ztemwszystkem przywara ta, która w innym byłaby nieznośna, w nim mniej odrażała. Wzwyczaił bowiem ciągłą ponurością wszystkich, przetaczali mu ją przez wzgląd na cnotę jego. Ta zaś wydawała się statecznie w tem wszystkiem,
co mówił lub działał. Nikt goręcej nań niego ojczyzny nie kochał, nikt czulszym w przygodach, opatrzniejszym na dal w tem, co czynić należało, nie był, i jeżeli ganiąc, przymawiając, łając, nikogo nie
oszczędzał; wiedziano, iż to nie ze szczególnych względów, ale jedynie z żarliwości ku dobru publicznemu czynił.
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/45
Ta strona została przepisana.