chce być dobrym, wystarczy mu ojcowski majątek; jeżeli złym, choćby wziął jak najwięcej, będzie to dla niego mało“.
Naprzykrzali się powtorzonemi prośbami Focyonowi współziomkowie, ażeby wymógł na Antypatrze, z którym miał zachowanie, iżby kazał odejść z portu żołnierzom swoim; ale on widząc, jak nieskuteczne byłyby namowy i prośby jego, zwlekał ile mógł takowe poselstwo. Udali się więc do Demadesa, który natychmiast do Antypatra będącego naówczas w Macedonii wraz z synem się swoim wybrał. Ale nim przybył, Antypater śmiertelnie zachorował. Kassander zaś, syn jego, przejął list, w którym Demades wzywał Antygona, aby szedł do Grecyi i uwolnił ją z przemocy już dogorywającego Antypatra.
Skoro przybył do Macedonii Demades, wziął go wraz z synem do więzienia i wymawiając zdradę, w oczach jego synowi życie odebrać rozkazał, a potem własną go ręką sam zabił.
Po śmierci Antypatra objął rządy państwa Kassander i zaraz posłał rozkaz do Menylla, aby miejsca ustąpił Nikanorowi w straży
portu ateńskiego. Zazdroszcząc władzy Kassandrowi Polisperchon, wódz niegdyś wojsk Antypatra, imieniem syna Aleksandrowego,
którego miał w straży, pisał do Ateńczyków, obiecując przywrócić im dawną wolność. Ukrywała ta chęć pozorna dobroczynności zdradę, chciał bowiem ubiedz miasto przed Kassandrem, czego żeby snadniej dostąpił, obmawiał Focyona, jakoby on sprzyjał następcy Antypatra, tak jak był do ojca jego przychylnym, a przeto nieprzyjacielem był własnej ojczyzny, chcąc ją mieć w niewoli. Czego więc przedtem obmowy i najusilniejsze podejścia nieprzyjaciół dokazać
nie mogły, wówczas kunszt zdradny Polisperchona uiścił. Focyon wpadł w podejrzenie. Widział wprawdzie wzmagającą się przeciw sobie niechęć, ale tylekroć niewinnością ocalony, zbytnie zaufał w cnocie swojej, a tymczasem tyle na niego zjadłych obmówek i jawnie i pokątnie miotano, iż porwanym został i oskarżonym sądownie, jakoby miał zmowę z nieprzyjaciółmi i wraz z niemi czuwał na zgubę rzeczypospolitej.
Skoro przed sądem stanął, pokazało się jawnie, iż się wszyscy byli zmówili na zgubę jego. Nie dano mu nawet czasu do usprawiedliwienia, a Polisperchon, który sam zasiadał, skrępowanego na wóz wsadzić i do więzienia publicznego wieść rozkazał. Przeraził czułych widok bolesny; płakali patrząc na zhańbienie takowe prawi obywatele, ale mała ich była liczba, a lud niewdzięczny i płochy natrząsał się z wybawiciela swojego. Gdy przyszło dawać kreski, jeden z poczciwych obywatelów rzekł: „Ponieważ my sądzić mamy
Focyona, niechże z naszego zgromadzenia cudzoziemcy ustąpią“. Nie dano mu dalej mówić, a natenczas z temi słowy ozwał się do lu-
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/51
Ta strona została przepisana.