dali zrazu zakazane prawem grunta, nakoniec bez względu na prawo, jawnie z nich wyzuwali ubogich; ci nie mając własności wynosili się z kraju; pozostali zaś nie kwapili się do zaciągów ku obronie ojczyzny, w której nie mieli własnego majątku.
Kajus Lelius, przyjaciel Scypiona, chciał był złemu zabieżeć, ale przemocy majętnych wydołać nie mógł; przyłączyła się do tego bojaźń, iżby rozruchów wewnętrznych nie był przyczyną. Śmielszy w wykonaniu zamysłów Tyberyusz, skoro trybunem gminnym został,
rozpoczął przedsięwzięte od Leliusa dzieło.
Jakie były pobudki jego, rożne są o tem zdania. Chęć sławy niepoślednie trzymała miejsce. Brat zaś jego Kajus zostawił w pismach swoich, iż gdy powracając z Numancyi przejeżdżał przez kraj toskański, bolesnym mu były widokiem grunta leżące odłogiem, albo przez najemniki bogatych, uprawiane, zamiast tego coby w sprawiedliwym podziele, jak należało, w dzierżeniu rzymskich obywatelów zostawały. Tkwiła mu w myśli możnych nieczułość; skoro więc do Rzymu przybył, zataić nie mógł, nad czem ubolewał. Doszło to do wiadomości ludu i przez ustawne namowy i prośby wzbudzali go do
uskutecznienia zbawiennych zamiarów.
Nim jednak przedsięwziął dzieło, powierzył myśli swoich najznakomitszym obywatelom i od nich zasięgał rady. Z tych liczby był Krassus, Mucyus Scewola, naówczas konsul i Apiusz Klaudyusz, który mu był, jak się wyżej rzekło, dał córkę w małżeństwo. Prawo, które chciał ustanowić, zagradzało złemu, ale w sposobie swoim było nader umiarkowane i łagodne. Zamiast albowiem odebrania nad przepis trzymanych gruntów, nakazywało onych ze skarbu publicznego zapłatę, a dawnych właścicielów powracało do ich dzierżenia.
Nawet do tego przyszło, iż lud pozwalał zostać się nieprawym właścicielom przy tem, co dzierżyli, byleby się na potem nikt podobnego bezprawia nie ważył. Ale chciwi cudzych własności posiadacze i na tem jeszcze nie przestawając, oburzali lud przeciw Tyberyuszowi, mieniąc, iż to co czynił, zwierzchnim było pozorem, zmierzał zaś do tego, iżby wzruszył spokojność publiczną jedynie dla
dogodzenia wyniosłości swojej. Ale nadaremne były sprzeciwiających się usiłowania; i rzecz z siebie była sprawiedliwa i ten, który ją wnosił, z rzadkiemi przymiotami łączył takową wymowę, iż trudno znaleźć było, któryby mu się oprzeć zdołał. Do zgromadzonego
więc ludu tak mówił: „Zwierzęta dzikie, któremi góry i puszcze włoskie są napełnione, mają swoje łożyska do spoczynku i ochrony; a ci
waleczni Rzymianie, bracia nasi, którzy własnem życiem zastawiają Włochy, światła tylko i powietrza używają, bo im tego przynajmniej
nikt wydrzeć nie może. Bez ochrony i przytulenia tułają się z żonami i dziećmi współbracia nasi w własnej ojczyźnie swojej; a gdy
Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/77
Ta strona została przepisana.