Wkrótce gorzko ty zapłaczesz,
Już po tobie Hanka płacze.
Leci Kozak — a dokoła
Smutne stepy, puste pole, 100
Na niem dzikie rosną zioła,
Chwasty, głogi i kąkole.
Wicher bujną trawą miota
I ponuro w stepach szumi...
Bojaźń jakaś i tęsknota 105
Radość w sercu Ruńka tłumi...
I już słońca blask na niebie
Złoci stepów puste niwy. —
Cóż, czy czeka Hanka ciebie?
Że tak lecisz niecierpliwy. 110
Pędzi, leci pośrzód błonia,
Włos mu czarny z wiatrem płynie,
Równy, grzmiący tętent konia,
Razem z echem zwolna ginie!
Patrz! mogiła i kamienie, 115
Na mogile krzyż wysoko,
A Ruńko westchnął głęboko —
Powiedz, powiedz, to westchnienie
Czy w tym grobie pozostało,
Czy za Hanką uleciało. — 120
Rzucił Kozak szlak stepowy,
Wziął się w prawo na bezdroże,
Między krzaki i parowy,
Gdzie Dniepr więzi ciasne łoże.
Wyprężony w szybkim biegu 125
Śmiga koń po krętym brzegu,
Po manowcach i w gęstwinie
To się mignie, to znów ginie,
Tak jak płomień z pod ogniska,
Ze szkarłatu czapka błyska. — 130
............
............
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/035
Ta strona została uwierzytelniona.