Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/171

Ta strona została skorygowana.

Że przy stole okropne zbierając okruchy
Siedzą ciała nie swemi napełnione duchy,
Liczba jakaś szatanów, która ciał używa.
Ten mówi ja, — a drugi duch się w nim odzywa, —        30
Drugi — którego przeszłość w siebie zajrzeć znęci,
Spojrzy — i cudzą pamięć znajdzie w swej pamięci.
Inny... gdzieś pod Grochowem naznaczony blizną
Zapomni się i Moskwę nazywa ojczyzną.
Tamten rozczochra włosy i podniesie pięście        35
I krzyknie jak kobieta: Boże! o! nieszczęście!
I zaszlochaniem, w którym już braknie oddechu,
Zakończy jak dziecinna harmonika smiechu,
Z tonu na ton spadając, aż głosem zaleci
W te jamy, gdzie psy wyją piekielne jak dzieci...        40

Tam, patrzaj, człowiek niby zachłyśniony Bogiem,
Ojczyzny, swojej matki dawnej, stoi wrogiem;
W serce, gdzie ona jeszcze święty ogień trzyma,
Swemi sztyletowemi utkwiwszy oczyma...
Waryat, a mądry! Sztandar zaguby rozwinie,        45
Wszystkich wyszle i straci, ale sam nie zginie, —
Jako płaz będzie pływał w skorupach i ślinie...

I teraz stoi, patrzaj, jak trup w grobie cały,
Od którego robaki sto lat uciekały,
I nareszcie z przestrachem rzuciły trumnicę,        50
Gdzie kości wypróchniałe gorzały jak świéce.

I nad okropnem, ciemnem piekła malowidłem
Szary tak machnął ręką, jak niedoperz skrzydłem.