Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/256

Ta strona została skorygowana.

Taka miłości w niej ogromna siła,
Że gdy stanęła na ciemnym przezroczu,
Słońc się girlandy — niby zawrócone
Żórawie — wiążą w nadświętą koronę.

Siostro! twe rany mocniej się płomienią,       105
A z twoich oczów wesołość wylata,
I szaty twoje się jak tęcze mienią,
I pierś wzniesiona — i skrzydli się szata.
Nie leć! te słońca ciebie opierścienią,
Jak powój, który kolumnę oplata;       110
I tam zostaniesz, statui starożytnej
Podobna — śród słońc złotych — przy błękitnej.

atessa.

O nie zostanę! bo w tej gwiazd powodzi
Ona się zniża, i z duchami swemi
I na miesiącu swem na ziemię schodzi,       115
Bo zapragniona jest znowu na ziemi,
Oto więc na swej półmiesięcznej łodzi
Płynie, rękami sypiąca złotemi
Litością miłość... dawno tak widziana
Na wyspie Patmos przez świętego Jana.       120

Patrzaj na ciemne, szmaragdowe lasy,
Zniżyła się tam i rzuca z pod siebie
Dwa wielkie tęczy rozwiniętej pasy,
Które się od niej zaczęły na niebie.
Przychodzą nowe na swiat Pańskie czasy;       125
Niechaj umarły swych umarłych grzebie!
A ty, nie maż ust swiatowym piołunem,
Ale tej łaski Pańskiej bądź zwiastunem!

Widzę, jak oczy twe swiatłami skrzą się
I za tym widem przeszły i wróciły       130
Bez łez... Czyć zawsze napisano w losie
Nie być miłości duchem, ale siły!
Mów do mnie! może w twoim smętnym głosie
Nie będzie echa podziemnej mogiły.
O nie! ty cały łamiesz się w boleści,       135
A twoja ręka szuka rękojeści.