Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/311

Ta strona została skorygowana.
XXVI.

Któryś pono, pan wielki podobno, Mopanku,
Miliony swe w złocie kazał nieść do banku;
Sługom dał worki — drogę rozpowiedział prostą
A sam wszedł na wysoką wieżę ze starostą.
A niedowidząc pyta: »Powiedz mi Mospanie,        5
Który sługa najpierwszy u bram banku stanie
Takiemu wynagrodzę — a powiedz mi który
Wałęsa się — nie żal mi będzie jego skóry...«
To rzekł i chwilę milcząc, znów czyni pytanie:
»Cóż, który?« — A starosta na to: »Żaden Panie, —        10
Owszem zdają się pełni przestrachu i trwogi,
Stoją w miejscu jak gdyby nie wiedzieli drogi«.
»Wskaż im ręką« — rzecze Pan — a na to ponury
Sługa: »Cóż kiedy żaden nie patrzy do góry,
Wszyscy zdają się raczej odmawiać paciorki        15
I zamyśleni w ziemię patrzą lub na worki«.
Zasępił się poważny pan i dobrotliwy
I rzekł: »Jeśli się modlą to będę cierpliwy.
Może który modlitwę mówiąc, w duchu stanie
I wspomni sam na ono moje rozkazanie«.        20



XXVII.

Zgodzić się z wolą Boga? łatwo w tem zawinić!
Chrystus ją nam na globie rozkazuje — czynić.



XXVIII.

Sam tylko wąż przeklęty Jehowy wyrokiem
Magnetyzuje ptaszka językiem i wzrokiem.



XXIX.

Abdul-Kader w pustyniach za Atlasu grzbietem,
Pełny Boga dla ludu swego był meczetem.



XXX.

Kościoł twój tam, skąd Boskie płynie ci natchnienie
A nie tam, gdzie krzyż widzisz, belki i kamienie.