Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

       25 Stał nieruchomy, jako posąg z głazu
Co strzeże grobów zimnego marmuru.
Tam coś mignęło? — nie, to błysk obrazu,
Co tak pozłotą odbija od muru.
Jakiś szmer słychać? — to odgłos wyrazu
       30 Cichéj modlitwy, przyniesiony z chóru.
A rycerz zadrżał — to może ze strachu?
W tak ciemną porę! w tak posępnym gmachu!

Już xiężyc wstąpił na niebieskie smugi,
I patrzał w ciche klasztoru ustronie.
       35 Wychodzi rycerz — z rycerzem ktoś drugi;
Oba skoczyli z pośpiechem na konie;
Pewnie miał giermka, pazia do posługi;
Lecz czemuż pędzą tak spiesznie przez błonie?
Czemuż tak prędko z bitéj zeszli drogi,
       40 Biorąc się w lasy i dzikie odłogi?

Z początku żadnéj nie wiedli rozmowy;
Starszy ostrogą zachęcał rumaka,
A potém nagle gniew gorzkiémi słowy
Wyrwał się z piersi gorącéj krzyżaka:
       45 „Z radośném sercem jam rzucić gotowy
Kraj ten przeklęty, chciałbym lotem ptaka
Z miejsc tych uleciéć, kędy mojéj głowie
Grożą tajemnych wyroków sędziowie.

„Lubię zakonu turnieje, gonitwy,
       50 Ale nie znoszę szpiegów tajnéj sprawy;
Od nich uciekam w kraje dzikiéj Litwy;
Lasy mi słodsze nad ciągłe obawy.
Jagieło z bratem tocząc krwawe bitwy,
Przyzwał nas w swoje odległe dzierżawy,
       55 Już zamek Trocki do niego należy,
I tam krzyżackich osadził rycerzy.

„Tam ja nad braćmi zakonu przewodzę,
Śledzę Litwinów i spraszam biesiady;
A ufny w silnéj i licznéj załodze,
       60 Wrogów choć licznych nie lękam się zdrady;