Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/044

Ta strona została przepisana.
HERMAN.

Wielki nasz Papież, usiadł gdzieś w Italskim domu,
A drzącą starości dłonią, z osiwiałą głową.
Wielki! — niechaj wyrzeknie jedno ciche słowo,
       65 Którego brzmieniem ledwo zabrzmią echa sali:
Od dźwięku tego słowa, mnogi tron się wali,
Spadają króle, berła wypuszczają z dłoni,
Lub chwieją się jak wieże gdy Bóg wstrząsa ziemię,
Ale gdy twarz łagodną przed ludem odsłoni,
       70 Chrześcian mnogie na twarz pada przed nim plemię,
Drzące błogosławieństwo starca się rozlega,
Od wzniosłych wież Solimy do Bałtyku brzega.
Xiąże! będziesz przytomny przy chrzestnym obrzędzie?

TROJNAT.

Nie jestem wam potrzebny.

HERMAN.

Żegnam cię.

Odchodzi z orszakiem paziów.
TROJNAT sam.

Więc wszędzie!
       75 Wszędzie mnichów spotykam! ale przyjdzie pora —
Przyjdzie on zginąć musi — z nim Niemcy wyginą.
Mindowe piérwszy z Xiążąt, Niemcom groził wczora,
Dziś tron otoczył zdradną krzyżaków drużyną.
Lecz ten sztylet — w nim Litwa pokłada nadzieję,
       80 Zemną jest lud, kapłani, Dowmunt mąż Aldony.
Dowmunt gdy na się zbroję krzyżacką przywdzieje,
Przyjdzie szukać wydartej przez Mindowę żony;
I mścić się będzie — dla mnie wolny tron zostanie.

Patrząc w głąb.

Oto matka Mindowy, ciemna, obłąkana.

Rogneda wchodzi chwiejącym się krokiem, rękami naprzód wyciągniętemi szukając drogi.

       85 Rognedo! przyjm od twego wnuka powitanie.

ROGNEDA.

Wnuka? ja niémam wnuka — niémam syna — zrana
Miałam syna i wnuka — już syna grób kryje.