Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/047

Ta strona została przepisana.
MINDOWE.

Nie, są rzeczy bez których obejść mi się trudno,
A wszakże się obchodzę, potrzebą naglony.
Tak z niejedną dzierżawą rozstałem się ludną,
Oddałem Haliczanom brylant méj korony,
       135 Ów Słonim, co wśród smugów wznosi się pod niebo,
I Wołkowyskie moje rozległe dzierżawy.
Rognedo! trudno mi się obejść i bez sławy,
Jednak sławie ująłem, naglony potrzebą.
Jestem królem, lud wielbi — szydzą wojownicy,
       140 I straszniejszy dla Niemców był połysk przyłbicy,
Niżeli ta korona, która tylko świeci
Blaskiem marnym dla niewiast i gminu i dzieci.
Ale cierpmy do czasu, taka losu wola,
Trudno, nawet Mindowie, z losom działać sprzecznie.
       145 Matko! czyliż mnie będziesz nienawidziéć wiecznie?
Matko! czyż ci nie miło widziéć w synu króla?
Oto przed tobą czoło wieńczone uginam,
Błogosław mnie więc Matko! błogosław!

ROGNEDA, wyciągając nad nim rękę.

Przeklinam!

HEJDENRICH.

Nikt nie odpowié Amen.

ROGNEDA.

Mindowe! Mindowe!
       150 Posłuchaj mnie, słuchajcie wy mnichy krzyżowe.
Przekleństwo wam! przekleństwo krzyżackiéj obłudzie,
Co jak zaraza Litwę ciemném skrzydłem kryje.
Synu! ciebie zaraza dotknie — nie zabije,
Ale od ciebie będą uciekali ludzie.
       155 Zostaniesz sam na świecie, będziesz żył mój synu!
Wymrą ludy na któreś kładł żelazne pęta,
I zostaniesz samotny na mogiłach gminu.
Ta wiara! wiara ciemna przez ciebie przyjęta,
Połączy cię z narodem co Litwę pochłonie.
       160 Siedzisz na tronie, z tobą i Papież na tronie!
Mindowe ty masz dzieci, to będą morderce,
Idź zabij je w kołysce, własne morduj syny!