Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/059

Ta strona została przepisana.
ALDONA, z przerażeniem.

Błagam cię panie! błagam na Bogów imiona
       100 Nie zadawaj mi śmierci, ja się śmierci boję!
Wszystko mi! wszystko bliski zgon już zapowiada.
Koniec mój, o! przeczuwam, będzie nadto skory.
Patrzaj Mindowe! patrzaj! jak twarz moja blada.
Na twarzy rozmarzone gorączki kolory,
       105 Szklistym blaskiem posępnie ożywione oczy;
Wkrótce mię całą, cichość grobowa otoczy.
Nie jedna z dziewic moich, co cierpień nie znała,
Mówiąc do mnie, nim skończy, łzami się zaleje,
A gdy mówi, głos zniża, jak gdyby nie śmiała,
       110 Dźwiękiem mowy, lub marne podając nadzieje,
Zbudzić głębokiéj ciszy, która jak sen miły,
Żyjącą osłoniła świętością mogiły.

MINDOWE.

Ty chcesz żyć, jakże silna chęć życia? Aldono!
Może w sercu nadzieje karmisz brylantowe?
       115 O wiém ja że głęboko oczy dziewic toną,
I przenikają głazy i zbroje stalowe.
Aż dopóki z pod hełmu nie wykwitnie lice
Znajome, ukochane, wglądasz pod przyłbice.
Musiał być blady?

ALDONA.

Panie! kto?

MINDOWE.

Ten krzyżak młody,
Krzyżak, czy Litwin.

ALDONA, na stronie.

On go nie poznał!

MINDOWE.

       120 Widziałem!
Jakeś zadrżała, padła. Silne to dowody,
Lecz jeszcze będą inne... Niegdyś ja sam drżałem
Kiedy bladość cierpienia omgliła twe czoło,
To dzikie serce z twojém sercem biło razem,