Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/063

Ta strona została przepisana.
DOWMUNT.

       200 Ha! męczarnio okropna! męczarnio szatana!

Do Aldony która się zbliża pomięszana.

Czego chcesz? precz odemnie! śmierć jedna została...

Ze śmiechém obłąkania.

Cha! cha! jaka myśl dzika! upaść na kolana,
Upaść przed nią... Cha! cha! cha! prosić by poznała.
Lub może kupić pamięć zimnym, złotym kwiatem?...
       205 Więc wrócę tak samotny w dziką świata drogę?
Przepaść się otworzyła między mną a światem...
Nie mogę wrócić — trzeba umrzéć — umrzéć mogę...
I przed śmiercią nauczę ją wymawiać imie,
Znajome, zapomniane — nauczę jak dziécie,
       210 Lub jak uczą sokoła, wtenczas gdy zadrzymie
Przerywając sen — przerwę jéj sen — senne życie...
Słuchaj! wiész kto ja jestem?...

Dobywa sztyletu.

Nie! nie! bezimienny
Upadnę przy jéj stopach jako liść jesienny.
Rzucam się całą duszą do grobowéj ciszy...

ALDONA.

Dowmuncie! ach Dowmuncie!

DOWMUNT.

       215 Jeszcze głos Aldony?

ALDONA.

Znam ciebie! kocham! słuchaj — on widzi! on słyszy!
Tam! Mindowe w téj sali! za témi zasłony!...

DOWMUNT.

O Boże! jakże to miło powrócić do życia...
Ty mnie kochasz? Mindowe gdzie jest? gdzie się kryje?
       220 Ach straszną! straszną miałem chwilę do przebycia,
Dotąd mi krew wzburzona głośno w piersiach bije.
O Aldono! ta chwila stoi przed oczyma,
I niechce zniknąć, póki szczęście się rospali.
Ta chwila wszystkie myśli nad przepaścią trzyma;
Ale nie wróci...