Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/098

Ta strona została przepisana.

Próżna ucieczka, losy niechaj się uiszczą,
Byłem w świątyni, zewsząd zdradne miecze błyszczą,
Czy był tu kto?

ROGNEDA.

Gdzie Trojnat? Trojnat tu przechodził?
       110 Zdaje się że widziałam sztylet — we krwi brodził.

MINDOWE.

Gdzie Trojnat? Matko moja! gdzie Trojnat — on zginie.
Chciałbym ukarać sprawcę niegodnego czynu.
Matko powiédz! ach powiédz! nim chwila przeminie
Będzie zapóźno...

ROGNEDA, z rospaczą.

Ja go nie widziałam synu!
       115 Nie lękaj się — nie zginiesz od Trojnata dłoni,
Siła wyroczni ciebie od zgonu zasłoni;
Chyba umarli wstaną, chyba Dowmunt wstanie.

MINDOWE.

O Matko! oby prędzéj zabłysło świtanie!
Zaledwo się od wschodu rozwidnia noc ciemna,
       120 Srebrne mgły się podnoszą... Zda mi się że słyszę,
Jak smutno szumią wody błękitnego Niemna,
Jak posępnie Litewskim borem wiatr kołysze.
Matko czujesz — przez okna téj gotyckiéj sali
Kwitnących jodeł płynie balsamiczne tchnienie...
       125 O Litwo moja! syn twój na ciebie się żali,
Zdradzasz go... Niech już słońca zabłysną promienie.
Nie wytrzymam, tak srodze duszę moją nęka
Ta nad głową z sztyletem zawieszona ręka.

Podczas ostatnich słów wchodzi Dowmunt w krzyżackiéj zbroi, z zapuszczoną przyłbicą. — Rogneda do końcu aktu siedzi nieporuszona.
DOWMUNT.

Zapłaciłbym krwią moją tak podłe wyznanie,
       130 Boisz się umrzeć — zgonu boisz się tyranie?
Płacz i głoś żal za życiem niewieściemi słowy,
Nakarmię dziką zemstę bojaźnią Mindowy,
Ujrzę płacz rzewny dziecka.