Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/102

Ta strona została przepisana.
DOWMUNT.

Lampa tak ciemno się pali,
Dla tego nie poznała...

Bierze lampę i z nią przystępuje do Aldony.

Patrz! twój Dowmunt żyje
Stoi przed tobą... Patrzaj! choć nieszczęście zmienia,
       210 Nie zmieni rysów twarzy — zginął stróż więzienia,
Ja odzyskałem wolność...

ALDONA.

Ach jak mi wesoło!
Idę do ślubu, wianek zawieszę na czoło...
Jeden kwiat polnéj róży
I dużo rozmarynu,
       215 Niechaj mi szczęście wróży;
Dwie gałązki jaśminu,
I jeden liść paproci...
Patrzaj! oto poranek blado niebo złoci.
I tak mi słabo — tak mi w oczach ciemno.

DOWMUNT.

O luba! droga moja — chodź ze mną! chodź ze mną!
       220 Niepłacz — czas wszystko zgładzi — zmysły ci powrócą,
Strzedz cię będę jak kwiatu, otoczę kwiatami,
Żadne ponure myśli szczęścia nie zakłócą,
Łzy moje; cicho będą płynąć z twémi łzami...

ALDONA, wpatrując się w Dowmunta, z uśmiéchem...

Dowmunt!...

DOWMUNT.

Ty mnie poznałaś?...

ALDONA, oglądając się.

       225 Jak tu ciemno w gmachu
To kwiaty na podłodze...

DOWMUNT.

Krew skalała głazy.
Chodź! chodź! oto ich twarze pobladły z przestrachu.