Cha! cha! ten śmiéch mi łamie na ustach wyrazy.
I ból... Niech go uczuję głębiéj. — Oh! rozdziéra,
Rozdziéra mi wnętrzności... Wyrwij mi go z łona...
Już widmo ciemne myśli bladnie — obumiéra...
I wszystko przeszło... Boże oh! oh! oh!
230 Aldona!...
Kapłan Litewski panem Litwy cię ogłasza,
A lud radosnym krzykiem jego wybór święci.
Nie gadaj do mnie... wszystko wygasło w pamięci...
Lecz głos dumy, sumnienia boleści rosprasza,
235
Może o tém zapomnę gdy włożę koronę...
Dowmuncie! chodź z téj sali...
Patrzaj na Aldonę,
Jaka blada, jak zimna — to Aldona!
Blada?
Ach właśnie taka bladość była dzieci twarzy,
Tak były ciche, zimne... Okropna to zdrada...
240
Zabijać dzieci! dzieci! Ale mi się marzy
Że jeden jeszcze westchnął... pójdę tam — zobaczę —
Nie, nie, to było tylko konających drganie.
Tyle razy słyszałem z ich kolébek płacze,
Nie dziw że mi się marzą.
Lud cię woła Panie.
245
Tak prawda — lud mnie woła i na króla święci,
Matko! matko Mindowy! spełnione twe chęci.