Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/103

Ta strona została przepisana.
ALDONA, śmiejąc się z obłąkaniem.

Cha! cha! ten śmiéch mi łamie na ustach wyrazy.
I ból... Niech go uczuję głębiéj. — Oh! rozdziéra,
Rozdziéra mi wnętrzności... Wyrwij mi go z łona...
Już widmo ciemne myśli bladnie — obumiéra...
I wszystko przeszło... Boże oh! oh! oh!

Umiéra.
DOWMUNT, padając przy niéj na kolana.

       230 Aldona!...

Wchodzi Krzyżak.
KRZYŻAK, do Trojnata.

Kapłan Litewski panem Litwy cię ogłasza,
A lud radosnym krzykiem jego wybór święci.

TROJNAT.

Nie gadaj do mnie... wszystko wygasło w pamięci...
Lecz głos dumy, sumnienia boleści rosprasza,
       235 Może o tém zapomnę gdy włożę koronę...
Dowmuncie! chodź z téj sali...

DOWMUNT.

Patrzaj na Aldonę,
Jaka blada, jak zimna — to Aldona!

TROJNAT.

Blada?
Ach właśnie taka bladość była dzieci twarzy,
Tak były ciche, zimne... Okropna to zdrada...
       240 Zabijać dzieci! dzieci! Ale mi się marzy
Że jeden jeszcze westchnął... pójdę tam — zobaczę —
Nie, nie, to było tylko konających drganie.
Tyle razy słyszałem z ich kolébek płacze,
Nie dziw że mi się marzą.

KRZYŻAK.

Lud cię woła Panie.

TROJNAT.

       245 Tak prawda — lud mnie woła i na króla święci,
Matko! matko Mindowy! spełnione twe chęci.