Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/149

Ta strona została przepisana.
MARJA.

Cały lud byś wytępił? jaka zemsta dzika!
Lud mię zdradza.

PAŹ, pisząc.

       55 Królowo! czyliż z twém imieniem
Połączę imię twego małżonka Henryka?
I dam mu tytuł króla?

MARJA.

Tak, wszak zawsze razem
Pisałeś jego imię. Nie, czekaj — co czynię?
Może lud działał zgodnie z Henryka roskazem,
       60 Wszak jego trefniś luby sam przéwodził w gminie?
Nie pisz imienia króla — ja jestem królową!
Rizzio! co myślisz? — niewiém — może się obrazi?
Piérwszy czyn przeciw męża; opuszczone słowo
Struje szczęście domowe, dni pogodę skazi.
       65 Ja mu dawałam tytuł króla w dni szczęśliwe,
Nieraz koroną jego dotykałam czoła.

RIZZIO.

Królowo! ty masz lice i serce anioła!
I czemuż siejesz kwiaty na tak dziką niwę?
Widziałem słońce kiedy na obłoków tronie
       70 Tonące w Tybrze, patrzy na krzyż Rzymu złoty;
Ty jesteś jak to słońce, twój tron w falach tonie,
Lud cały już zatonął w obłędach ciemnoty;
Ty jedna, wzniosłém czołem, widzisz światło wiary.
Królowo! zbrodnia czeka zasłużonéj kary,
       75 A cnót przyćmionych kiedyś znajdą się obrońce,
Kto jak słońce zagasa, wstanie jako słońce.

MARJA.

Wiara każe przebaczyć.

RIZZIO.

Bóg ma kary w niebie,
Jesteś na tronie, karać od Boga masz prawo.
Obojętność twe imie okryje niesławą
       80 Obudź spiące uczucia, lud patrzy na ciebie