Nie czujemy tak zgodnie jak dawniéjśmy czuli;
To prawie moja wina — jakaś zazdrość płocha
Rozdzieliła nas — zdradę podstępni uknuli,
15
Lecz królowa kochała i teraz mnie kocha.
Gdzie jest Marja.
U siebie — Rizzio u niéj bawi,
O zmienienie roskazu zapewna się wstawi.
Ten Rizzio! Rizzio! wkrótce sięgnie pod koronę.
Któż mnie uwolni?
Panie! zdołam to uczynić.
20
Poświęcę się... Trzeba go o zbrodnią obwinić.
Panie przyjm zaskarżenie, ja przyjmę obronę,
Zginie.
O nędzny starcze! tyś dobry do rady!
Chciałbyś w oczach królowy być wolnym od zdrady,
Jak śniég biało wyglądać, ze krwi obmyć dłonie.
25
Ja mam stawać przed sądem? w purpurze, w koronie,
Ja Henryk? przeciw Rizzia mówić w podłéj sprawie?
Ten włoch nikczemny może w sądzie uwolniony
Znów mi będzie urągał? Nie — ręce zakrwawię,
Bo zgon jego obfite przyniesie mi plony;
30
Powróci pokój w domu... Tak — ja się namyślę...
Poco myśléć? — myślałem — wszystko mam w umyśle
Tak widne jak na niebie, tak czarne jak w piekle.
Myślałem długo — zimno — dziś wypełnię wściekle!
Dziś wypełnię! nad wieczór już go grób pochłonie,
35
Grabarze na cmentarzach już dlań kopią doły.
Cóż to? ty moje dzwonki znalazłeś Mortonie,
Bo dziś byłeś dowcipny, a jesteś wesoły,
Oddaj mi dzwonki moje — bądź znowu kanclerzem.