Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/178

Ta strona została przepisana.
SCENA SZÓSTA.
Pokój królowy, w głębi okres gotyckie.
MARJA, PAŹ.
PAŹ.

Zaraz przybędzie Rizzio.

MARJA.

Czemuż nie przybywa?
On mi jeden pozostał z przyjaciół tak wielu,
I wkrótce zginie.

PAŹ.

Pani — tyś niesprawiedliwa,
Wspominając przyjaciół, wspomnij o Botwelu,
       5 Paź nie śmié się przypomniéć, może niéma prawa.

MARJA.

Mój luby, ty dorastasz — rozdzielisz się ze mną,
Wachlarz na miecz zamienisz, powoła cię sława.
Któż mi wtenczas rozjaśni tę pustynię ciemną?
Botwel? — lecz ja Botwela nie znam. O! mój drogi!
Ty płaczesz? Paziu! Paziu!

PAŹ.

       10 Dziecinne łzy ronię,
Daruj mi — ja myślałem że w twojéj obronie
Na dworze pas pozyskam i złote ostrogi.
Nigdy mię nie budziła ze snu myśl rozdziału,
Teraz pierwszy raz czuję że nastąpić może,
       15 Już mi pół rycerskiego odjęła zapału.
Lecz, wszak Botwel rycerzem? przecięż jest na dworze
I mógłby jeszcze bliżéj, bliżéj być królowy.