Tam żagiel rozpięty,
Patrzéć nie mogę...
Rizzio! tyś jak dziecko słaby!
O pani! pani! ty mi chcesz zachować życie?
45
A życie wszelkie dla mnie straciło powaby.
Wkrótce ten zamek w mgły się rostopi błękicie,
Będę stał na pokładzie — a morze pode mną.
Ha! kto wié gdzie zapłynę? w tłum świata się rzucę,
Zapomnienie już szatą okrywa mnie ciemną,
50
Coraz! coraz ciemniejszą! wszak nigdy nie wrócę?
Już mnie boleść głęboka strawiła i zmogła.
Pocóż mam wracać? poco? łzy, westchnienia tłumić?
Jedna tu była dusza, zrozumiéć mnie mogła!
I ta nie zrozumiała — nie chciała zrozuméeć!...
55
Odjadę więc samotny — niech będzie szczęśliwa!
Rizzio!
Powtórz tym głosem! powtórz moje imie!
Z dźwiękiem mowy głos duszy twojéj się wyrywa.
Rizzio, chciałam cię prosić, kiedy będziesz w Rzymie,
Proś odemnie Papieża, niech zamknięty w złoto
Przyszle mi chléb ze stołu Pańskiego.
60
Pobożna!
Gardzić, poniżać serce, zabijać jest cnotą,
Potém można się modlić? wszystko zgładzić można.
Żegnam cię...
Wszyscy losem jesteśmy miotani!
Bądź zdrów! Marja ci wiecznie pamięci dochowa.
Mamże odjechać?